niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział 2. Więzy


„Nie trzeba się nikogo bać.
A jeśli ktoś się kogoś boi, to dlatego, że udzielił temu komuś jakiejś władzy nad sobą.”
~Hermann Hesse, „Demian”




Rok 1540
Miejsce bliżej nieokreślone

    Wędrując od kraju do kraju, od miasta do miasta, zahaczając również o ośrodki wiejskie, w których prym wiedli panowie feudalni, obserwowała stosunki społeczne opierające się na nierówności i wyzysku. Pewien mądry ktoś powiedział jej, że tak było od zawsze i nieprędko się to zmieni. Wyzyskiwani i wyzyskiwacze kreowali losy tego świata, wzajemnymi relacjami zataczając krąg – próbowali przemian, buntowali się, a następnie wszystko zaczynało się od początku.
    Przydrożna oberża nie wyglądała zachęcająco, ale dla kogoś, kto nie przywykł do luksusów wydawała się rajem na Ziemi.  Bura peleryna z obszernym kapturem była jedyną osłoną przed silnym wiatrem, który towarzyszył podróżującej kobiecie od kilku mil. Kuliła się w siodle, przeklinając pod nosem ulewę i coraz to głośniejsze grzmoty. Z całego serca nienawidziła burzy, od dziecka straszono ją, wymyślając przecudne opowiadania o złych wiedźmach i demonach. Teraz, kiedy sama poznawała tajniki magii, wiedziała, że to bzdura a mimo to, nie potrafiła wyzbyć się lęku przed tym zjawiskiem atmosferycznym.
    Zatrzymała się przed drewnianym budynkiem i zeskakując z siodła, poklepała klacz po mokrej szyi. Nie zdążyła zdjąć tobołku, gdy z karczmy wybiegł opasły mężczyzna. Miriam nie była pewna czy biegiem można było nazwać oporny chód, któremu towarzyszyło niebezpieczne bujanie się na boki.
    — Panienka na noc czy na strawę?
  Zdziwiona pytaniem, uniosła obie brwi ku górze. Albo w środku musiało być bardzo tłoczno, albo wręcz przeciwnie – lokal świecił pustkami, a każdego gościa witano z szeroko rozłożonymi ramionami, skwapliwie zapraszając do środka.
   — Na to i na to — odparła dość zdawkowo. Będąc przemoczoną do suchej nitki, nie miała ochoty na wdawanie się w dyskusje. Mężczyźnie, jak zdołała zaobserwować, deszcz w niczym nie przeszkadzał. — Schronienie dla konia się znajdzie?
  — Wie panienka… — zaczął, drapiąc się po tyle głowy. Mokre, przerzedzone włosy wyglądały wręcz obrzydliwie, strąkami opadając na kark karczmarza.  — Stajnie przepełnione, ale może stać przed karczmą…
   — Nie może. Zapłacę dwukrotność waszej ceny, mości panie. — Uśmiech, pewnie ledwo widoczny w półmroku, pojawił się na jej twarzy, a ona sama nieco zmieniła ton głosu. Jeśli chciała coś osiągnąć, potrafiła być bardzo przekonująca. Potaknął głową, a potem przesunął palcami po zanikającym pod warstwą tłuszczu podbródku i złapał za lejce.
   — Panienka wejdzie do środka, a ja zaprowadzę konia.
   Skinęła i bez słowa złapała za swój niewielki pakunek, kierując się do drewnianych drzwi. Pchnęła je, a skrzypienie nienaoliwionych zawiasów zwróciło uwagę nielicznych gości. Stajnie musiały być naprawdę małe albo gospodarz szukał możliwości zarobku. Prychnęła, a kiedy nie obdarowała nikogo uważnym spojrzeniem, ruszyła przed siebie. Mężczyznę, z którym była umówiona poznała od razu. Kilka sekund po jej wejściu ponownie rozbrzmiały ciche rozmowy i powróciły dźwięki, które nieodłącznie funkcjonowały w oberżach – szuranie talerzami i kuflami, uderzenia drewnianych łyżek o metalowe miski. Wszystko wkomponowało się w obskurne, ciemne wnętrze oświetlane paroma pochodniami i ogniskiem.
  Usiadła przy jednym z długich stołów w rogu pomieszczenia i zsunęła kaptur z głowy. Ludzie nie dawali jej więcej niż szesnaście wiosen. Wyglądało bardzo młodo, wręcz dziewczęco – drobnej budowy, wręcz filigranowa, rudowłosa istotka wbrew wszystkiemu przyciągała uwagę innych.
    — Potrzebuję pieniędzy…
   — Domyślam się, Miriam. Zakładam, że nie okradłaś babki, kiedy od niej uciekałaś? A matka? Czy ją poinformowałaś o swoich planach? — Rozmówca podniósł głowę, odrywając wzrok od sporego kufla, który dzierżył w dłoni. Błysnął rzędem białych zębów w niezbyt przyjemnym uśmiechu. Osiemnastolatka zadrżała, nie czuła się pewnie w jego towarzystwie, ale dała omamić się wizji lepszego życia. W dodatku, był przystojnym mężczyzną a rudowłosa pierwszy raz spotkała się z tak szlachetnymi rysami, z manierami godnymi króla. Był cudowny, w swoim majestacie wręcz mityczny.
 — Nie okradłam… — Potrząsnęła głową, nie chcąc tłumaczyć się przed właściwie obcym mężczyzną. — Dlaczego mieliśmy się spotkać aż tutaj? To prawie dwa tygodnie drogi od domu…
 — Przecież nie chcesz tam wrócić, w czym ci zatem to przeszkadza? Tęsknisz za bliskimi? Nie takiego życia chciałaś? Nie marzyłaś o wolności? Chcę ci dać wolność, ile razy mam powtarzać?
Miriam uchodziła za osobę delikatną i cichą, wiecznie tłamszoną i karaną. Mimo to, charakter miała silny, nie bez trudu potrafiła manipulować innymi i parała się tym, co niebezpieczne, co groziło nawet śmiercią. Za najgorszą swoją wadę uważała to, że szybko popadała w irytację, potrafiła wybuchnąć gniewem bez sensownego uzasadnienia. Nie była okiełznana. Podobnie jak moc, która czaiła się w jej ciele. Moc, o której doświadczył się na własnej skórze Isaac.
Irytował ją fakt, że to pytania składały się na większość wypowiedzi mężczyzny, będącego dla niej w dalszym ciągu zagadką. Pociągał ją i fascynował, ale dziewczyna nie ukrywała swojego dystansu wobec niego.
 — Miriam?
 Dźwięk głosu Isaaca wyrwał ją z zamyślenia. Nie podejrzewała siebie o momenty zawieszenia, rzadko kiedy poddawała się rozmyślaniu. Czuwała, właśnie – wiecznie czujna i gotowa do samoobrony. Życie nauczyło ją tego, że nie powinna nikomu ufać.
— Nie, nie chcę wracać do domu — odpowiedziała, wcześniej odchrząknąwszy. Ułożyła drobne dłonie na drewnianym blacie. — Powiesz mi, po co miałam tu przyjechać?
Skinął tylko głową. Przeczuwała, że to będzie długa opowieść. Nie myliła się, ale polubiła go słuchać. Omamiał ją słowem, czarował spojrzeniem i powoli zdobywał duszę każdym kolejnym gestem, nawet wydęciem ust czy przeczesaniem włosów. Godziny mijały, a Miriam zatracała się w mężczyźnie coraz bardziej, jakby ktoś rzucił na nią klątwę. Zwodził ją wizją lepszego życia, wizją władzy i potęgi. Wizją magii.
Był kusicielem. Potężnym kusicielem. Znacznie silniejszym od niej.
         
Rok 1545
Wenecja, Włochy

Pięć lat temu poznała Isaaca. Pięć lat temu obrała inną ścieżkę życia niż tą/ta, którą planowała iść. Pięć lat temu zmieniła się nie do poznania – zyskała na pewności siebie, stała się bardziej charyzmatyczna i wyrazista. Zagubione dziecko, które wtedy w niej tkwiło, zniknęło praktycznie bez śladu; przychodziło tylko czasami, kiedy noc panowała nad światem, a Miriam nie potrafiła zasnąć. Przychodziło wtedy i karciło za podjęte wtedy decyzje. Tak jakby miała wybór…
Oczywiście, że miała. Nikt jej nie zmuszał, nikt nie szantażował. Isaac jednak wpłynął na psychikę młodej dziewczyny i chcąc, nie chcąc zmienił wpojone przez najbliższych podejście do świata. Wyzwolił to, co przez osiemnaście lat było tłumione.
Pokój, który zajmowała nie należał do największych, najpiękniejszych i najlepiej umeblowanych. Rozglądając się po wnętrzu zdała sobie sprawę, że izdebka będzie jej domem przez dłuższy czas. Chciała ograniczyć spędzane tu dnie do minimum, ale ku rozpaczy rudowłosej Saga była zbyt potężną czarownicą, aby unieszkodliwić ją w parę sekund. Miriam nie dorastała wiekowej wiedźmie do pięt i musiała się z tym pogodzić.
Westchnęła i usiadła na derce leżącej pod ścianą, która miała służyć za posłanie. Klitka, w której ją ulokowano była naprawdę mała; klaustrofobiczne przestrzenie nie wpływały dobrze na nastrój Miriam, uwielbiającej czuć wolność, wiatr we włosach i odrobinę adrenaliny. Tutaj, to wszystko było niemożliwe do osiągnięcia. Przed nią stał rozklekotany stolik, na nim zaś paląca się świeca, rzucająca blade światło w niewielkim kręgu. Za szafę służyć miał sporych rozmiarów kufer. Nie spodziewała się luksusów, ale liczyła chociaż na łóżko.
Marszcząc czoło, ułożyła się na twardej, drewnianej posadzce. Naburmuszona nabrała powietrza w płuca i przymknęła powieki. Nie tak wyobrażała sobie drogę po władzę, nie tak miała wyglądać zwycięska ścieżka, która powinna kroczyć dumnie, powinna mieszkać w wielkim dworze, powinna…
Zerwała się do pozycji siedzącej, słysząc czyjeś kroki pod drzwiami do izby. Panika ogarniająca w tym momencie kobietę była jak najbardziej uzasadniona – większość pań, uważających się za czarownice miała swoje rodziny i mieszkała w różnych częściach miasta, wywodziła się z różnych środowisk, nie brakowało tutaj bogatych dam, służących czy żebraczek. Magia była czymś, co pociągało wielu, ale tylko nieliczny potrafili zrozumieć jej prawdziwą naturę. Nieliczni mogli ujrzeć potencjał tego, co nieokiełznane. Magia mogła pomóc zdobyć władzę, a Miriam władzy pragnęła. Praktycznie od zawsze.
Ktoś pchnął drzwi, ale te pozostałe nieruchome. Skobel przytrzymujący je, spełniał swoje zadanie. Rudowłosa wstała i rozejrzała się dookoła. Wyciągnęła sztylet skrywany w skórzanym woreczku.
­— Miriam, otwórz drzwi. Chcę tylko porozmawiać.
Rozpoznała głos Sagi i odetchnęła – nikt nie planował zamachu na jej życie podczas pierwszej spędzonej tutaj nocy. Mimo wszystko, obecność wiedźmy zaskoczyła młodą kobietę, która dość nieufnie otworzyła drzwi i skinęła przy tym lekko głową. Wysoka, wychudzona postać skierowała spojrzenie niewidzących oczu na twarz nowej adeptki.
— Mogę wejść? – spytała łagodnie i spokojnie, robiąc krok w przód. Miriam nie miała innego wyboru, jak usunąć się w bok i wpuścić do środka białowłosą. — Może i jestem ślepa, moja droga, ale nie głupia. Chciałabym, abyś teraz wyznała mi prawdziwy powód twojej wizyty. Po co tu przybyłaś?
Kiedy Saga znalazła się w pokoju, drzwi zamknęły się same z hukiem, który pewnie pobudził wszystkie mieszkanki znajdujące się w tej chwili w domu. Miriam cofnęła się, nadal trzymając sztylet w gotowości. Naprawdę, obudziło się w niej pragnienie zabicia czarownicy, zdobycia medalionu, gwarantującego nieśmiertelność i rozpoczęcie kolejnego etapu swojego planu.
Odetchnęła. Nie mogła zabić Sagi, nie mogła dać ponieść się emocjom, które były zgubne, przed nimi ostrzegał ją Isaac. Targało nią mnóstwo uczuć, rozrywając ją powoli od wewnątrz. Gdyby mogła skoczyłaby do gardła starej wiedźmie, ale ta część rudowłosej odpowiadająca za racjonale myślenie, nie pozwalała na to.
Chcąc nie chcąc, opuściła sztylet i odłożyła go na stolik. Przywołała na usta uśmiech i usiadła na derce. Chętnie zaproponowałaby Sadze krzesło, ale takowego nie posiadała.
— Już mówiłam, że przybyłam się uczyć. Nie mam żadnych ukrytych zamiarów.
Dziecinny, ufny ton głosu Miriam, która dostrzegła w sytuacji pozytywną stronę, wywołał na twarzy staruszki uśmiech. Rudowłosa wypatrzyła okazję, aby zbliżyć do starej, aby być może pobierać nauki bezpośrednio u niej. Jej plan był nieidealny, zawierał mnóstwo luk, uzależniony był od niej samej. Zdawała sobie sprawę z tego, że może wszystko zniszczyć, że przez swoje wybuchy złości i zakorzenione pragnienie władzy nie dotrze nawet do półmetku.
— Skąd o nas wiedziałaś? Działamy na bardzo wąskim obszarze, ograniczamy się właściwie do Wenecji, a twój akcent wyraźnie wskazuje na to, że…
— Pochodzę z Rosji — przerwała kobiecie. — Tutaj skierował mnie mój przyjaciel — dodała z uśmiechem, tłumiąc ziewnięcie. Mimo buzujących w niej emocji, tłumionej frustracji, poczuła senność. Opierając się o ścianę, poprawiła materiał spódnicy, lokując spojrzenie w ścianie. Po raz kolejny tej nocy doświadczyła, jak bardzo mizerna jest izdebka, służąca jej za sypialnię.
— Przebyłaś wiele kilometrów. Dlaczego opuściłaś dom? — Pytania Sagi były uprzejme, dawała do zrozumienia, że chce poznać nową protegowaną. Miriam czuła się jednak jak podczas niezbyt miłego przesłuchania. Nie lubiła myśleć o rodzinnej wiosce, z której uciekła pięć lat temu. Nie lubiła wracać do przeszłości, wywołującej poczucie winy. Była młoda i nieukształtowana, wszystko działo się zbyt szybko. Nie potrafiła zająć określonej postawy w życiu – przed sobą miała jedynie jasno postawiony cel. Bardzo odległy cel, do którego droga wcale nie  była prosta, a w przypadku Miriam wszystko komplikowało się jeszcze bardziej.
Nie bez znaczenia był fakt, że najzwyczajniej w świecie nie wiedziała, czego chce. Wszystkie pośrednie cele nie odgrywały żadnej roli w życiu młodej kobiety. Nie potrafiła znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Powoli tonęła w żądzy władzy, pragnąć potęgi skazywała się na upadek.
— Nie miałam domu — odparła cicho, kręcąc przy tym głową. — Nie miałam — powtórzyła po sobie, niczym echo. Jeszcze ciszej i jeszcze słabiej. Podciągnęła nogi do siebie, uginając je w kolanach. Opierając na nich podbródek, przymknęła oczy. Była słaba. Za słaba. Potrzebowała kogoś, kto utwierdziłby ją w tym, że postępuje słusznie, że słusznie pozwoliła Isaacowi na zabicie matki i babki. Że z zimną krwią przypatrywała się temu, jak morduje jej młodszą siostrzyczkę.
— Nie chcesz kontynuować? — Saga potaknęła głową i po omacku, dłonią sunąc po ścianie, ruszyła z powrotem w kierunku drzwi. Niezdarnie odnalazła klamkę i zatrzymała się na dłuższą chwilę. — Jesteśmy tutaj, żeby ci pomóc, moje dziecko, aby cię wysłuchać. Będziemy twoją rodziną, jeśli sobie tego zażyczysz.

***

Obecnie

Donna wyprostowała się na krześle, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wzbudziła sensację. Od lat wszyscy podejrzewali ją o to, iż durzy się w Isaacu, ale nikt nie przypuszczał, że dla kretyńskiego planu będzie gotowa poświęcić swój żywot. Ona sama też się o to nie podejrzewała. Był jej Stworzycielem, podarowawszy tym samym życie wieczne. Kobieta nie mogła nie być mu wdzięczna i całą sobą popierała przedsięwzięcie jakie zaplanował. Może było to trochę naiwne, skoro wierzyła w sukces, skoro nie zauważała negatywnych stron planu, ale czy mieli inne wyjście? Oczywistym było, że powinni zaryzykować. W innym wypadku ludzie zdobędą nad nimi przewagę, a nikt tego nie chciał. Oprócz ludzi, rzecz jasna.
Donna odrzuciła na jedno ramię ciemnorude włosy i uśmiechnęła się delikatnie. Czuła się skrępowana, będąc pod baczną obserwacją wszystkich zgromadzonych. Cisza, która zapadła po jej oświadczeniu, była druzgocąca i co najmniej trzymająca w niepewności. Nie opuściła jednak wzroku, powoli sunąc nim po twarzach zgromadzonych. Zatrzymała spojrzenie na obliczu Isaaca, szukając tym samym oparcia.
Kochała go i jedyne czego się obawiała, to odrzucenie z jego strony. Nie naciskała, nie manifestowała uczuć, często była po prostu cieniem, poruszającym się bezszelestnie za nim, towarzyszką w nocy, słuchaczką, promykiem światła docierającym do mroków duszy. Była wszystkim, zastępowała mu matkę, siostrę i kochankę, nie raz bywały chwile, że traktował ją jak córkę. Nie miała innego wyboru. Wcielała się w wyznaczone role, zakładając odpowiednie maski.
Wśród ludzi krążyły legendy, że wampiry nie są skłonne do uczuć i była to nieprawda, wyssana z palca legenda. Mit, który miał czynić krwiopijców jeszcze straszniejszymi, istotami skłonnymi tylko do zabijania. Potworami nie mającymi uczuć, bezwzględnymi władcami świata nocy.
— Nie…
— Świetnie, mamy jednego ochotnika — Lucius bezwzględnie przerwał wypowiedź Isaaca, która miała być dezaprobatą wojowniczej postawy Donny. Była jednym z młodszych wampirów, nie była związana z ich wspólnotą tak ściśle. — Czy wszyscy wyrażają zgodę? — Pytanie zgoła retoryczne zostało skwitowane jedynie kiwnięciami głów i cichymi pomrukami. — Doskonale. Nie puścimy jednak Donny samej. Jest, za przeproszeniem moja droga, dość marnym pionkiem. Nie zasiada oficjalnie w radzie, pojawia się tutaj tylko ze względu na…
— Na mnie. Dlatego ja pójdę. To mój pomysł. Pójdę z Donną.
Isaac miał w planie wybrać się do organizacji Libre sam, nie chciał, aby Lucius rozgłaszał całą sprawę. Ciemnowłosy wampir miał dyktatorską władzę w radzie, która miała stwarzać jedynie pozory demokracji. Niewielu osobników było w stanie przeciwstawić się najstarszemu wiekiem krwiopijcy. Niewielu, ale do nich należał właśnie Isaac.
— Jak sobie życzysz. Przejdźmy zatem do…
— Pójdę i ja, ojcze — niespodziewane wtrącenie wyprowadziło większość zgromadzonych z równowagi, już i tak zachwianej. — Ja jako jedyna nie rzucam się ludziom  do gardła i mogę powstrzymać pragnienie, mogę również ochłodzić Donnę i Isaaca… Jestem…
— Anna!
— Ma rację, powinna pójść z nami. Nie będzie…
— Nie będziesz decydować o losie mojej córki, Isaac — warknięcie Luciusa przywołało na chwilę spokój, bo do tej pory zebrani szeptali między sobą. Dopiero teraz dotarło do nich, że plan jest naprawdę ryzykowny, a Lucius zgodził się na niego tylko dlatego, że nie narażał sam siebie. Wbrew pozorom był narcyzem i tchórzem, wierzącym, że życie do końca świata jest mu pisane. Uważano go za Pierwotnego, bo był najstarszym znanym wampirem, a on sam nie dementował tej historii. Po prostu – uparcie w nią wierzył.
Anna była rodzoną córką Luciusa. Jedną ze starszych wampirzyc, ale wcale się z tym nie obnosiła. Nie podkreślała tego faktu, cierpliwie siedziała za biurkiem i czuwała nad monitoringiem. Delikatna i subtelna była totalnym przeciwieństwem ojca, który wcale nie był jej stwórcą. Kobieta słynęła z tego, że w wielu konfliktach występowała jako mediatorka. Jasny, bystry umysł i łagodne usposobienie czyniły z niej sprawiedliwego sędziego.
— Pójdę z nimi, Luciusie. Annie nic się nie stanie… — Mężczyzna mogący poszczycić się wschodnioeuropejskim akcentem był wysokim i wychudzonym osobnikiem. Jego twarzy bliżej było do mordy szczura, a przenikliwie jasne oczy zdawały się zabijać. Włosy w kolorze słomy nie były atutem – zaczesywane na bok z dodatkiem pomady przywodziły na myśl dawne czasy, kiedy to generałowie i cywilni dżentelmeni dodawali sobie tym sposobem uroku i przyciągali kobiety.
Cisza. Naprawdę w pomieszczeniu zapanowała złowroga cisza. Wszyscy milczeli, siedzieli w bezruchu i prawdopodobnie, gdyby byli ludźmi – wstrzymaliby oddech, aby nie zakłócać fałszywego spokoju. Lucius odsunął krzesło i wstał, obdarowawszy córkę spojrzeniem pełnym bólu.
— Zatem ustalone. Isaac, Donna, Anna i Ivan tworzą ekipę zwiadowczą. Więcej ochotników nie potrzebujemy. Musimy ograniczyć prawdopodobne straty, które możemy ponieść podczas trwania tej akcji — westchnął i oparł dłonie o blat stołu. — Jesteście wolni, wszyscy, a z waszą czwórką spotkam się za parę dni, aby omówić szczegóły. Idźcie już! — Podniósł głos tym samym dając wyraz swojej frustracji. Nie lubił, kiedy maska opanowania go opuszczała, kiedy uczucia wychodziły na jaw.
— Ojcze…
— Ty też, Anno. Idź.

*

— Dlaczego się zgłosiłaś, Donna?
Zaprosił rudowłosą do swojego mieszkania w opuszczonym wieżowcu. Prawie opuszczonym, jeszcze paru krwiopijców zajmowało tutaj apartamenty. Dzielnica należała do tych, do których ludzie się nie zapuszczali. Z obawy o własne życie. Tworzone dystrykty nie był czymś dobrym; dodawały ludziom kolejnych punktów w rankingu. Gromadzili się oni blisko siebie, mieli wszystko pod kontrolą, uzyskiwali pomoc, a wampiry?
Zbyt wiele indywidualnych, kształtowanych przez wieki charakterów; zbyt wiele odrębnych poglądów, różnych zdań na prawie każdy temat. Realna piecza Luciusa nad nimi wszystkimi nie była silna. Po prostu, rządził, a oni aprobowali jego pomysły, w gruncie rzeczy dość często działając na własną rękę.
Droga do mieszkania Isaaca minęła w milczeniu. Był zły, zresztą nigdy nie należał do zbyt rozmownych towarzyszy. Donna rozumiała i nie wychylała się, nie tłumaczyła i nie błagała o wybaczenie, bo nie zrobiła nic złego. Deszcz przestał padać, kiedy w okolicach godziny drugiej opuścili siedzibę. Blondyn nie omijał kałuż, co skrzętnie czyniła kobieta, próbując nie zamoczyć materiału spodni. Przez większość czasu trzymała się za nim, tępo wpatrując się w jego plecy.
Dotarcie do wieżowca nie zajęło im zbyt wiele czasu; rudowłosa rozgościła się wedle swojego zwyczaju i zajęła najwygodniejszą kanapę. Isaac nie usiadł, wciąż krążył po salonie z tą dziwną pochmurną miną, czasami spoglądając na kobietę. Aż w końcu zadał pytanie.
— Nikt inny nie zrobiłby tego, Is — mruknęła pod nosem i wstała, podchodząc do mężczyzny. Zaszła mu drogę i złapała za ramiona, posyłając delikatny uśmiech. Nie należała do typowych ślicznotek, które kiedyś podziwiał na plakatach. Była niska, drobnej budowy, nic specjalnego w gruncie rzeczy. Niewielkie piersi, wąskie ramiona i szersze biodra. No i te włosy. Nie tak ognisto rude jak u Miriam, ale mimo wszystko kojarzyła mu się z wiedźmą. Miały to samo spojrzenie. Niewinne, czyste, a on to zmienił. Historia zataczała koło, choć niepełne. Donna mimo stania się drapieżnikiem nie straciła zbyt wiele na swojej naiwności, zyskała jedynie trochę pewności siebie i umocniła w sobie postanowienie, że nie pozwoli nikomu sobą pomiatać. Nie popadła w pewien obłęd, który ogarnął umysł Miriam.
— Donna… — jęknął cicho, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Rudowłosa w takich chwilach pragnęła jednego – na ponów chciała zostać człowiekiem i chciała mu pomóc w zaspokojeniu podstawowego instynktu. Zadrżała, czując chłodne usta na  szyi. — Wiesz, że to prawie samobójcza misja? Ludzie nie są już marionetkami w naszych rękach, są potężni…
— To dlaczego ty tam idziesz? Zostań przy Luciusie, on…
— Cicho bądź, głupia! Zadajesz pytania na poziomie przedszkolaka. Dlaczego tam idę? Po diabła się zgłaszałaś? Teraz tam muszę iść — mruknął sfrustrowany i wyprostował się, spoglądając w oczy kobiety. — I nie mów, że zrobiłaś to dla mnie, bo będzie to brzmiało jak z jakiegoś taniego romansidła. Jesteś nienormalna, Donna.
— Od kiedy ty tyle gadasz?
— Och, zamilcz — mruknął i nie bardzo przejmując się tym, że nie powinien tego robić, bo przecież darzył Donnę nieco innymi uczuciami niż ona jego, pchnął ją na ścianę i uniósł ku górze, wpijając się w jej usta.
Rudowłosa nieco zaskoczona takim obrotem sytuacji, oplotła go nogami w biodrach i sunąc palcami po karku mężczyzny, oddała się pocałunkowi, który z każdą chwilą przybierał na namiętności. Pozwoliła, aby teraz kierowało nią tylko pożądanie. Wyłączyła sentymenty, nie myślała o tym, że zgłosili się być może na śmierć.
Nie myślała o niczym. W głowie rozbrzmiewała jej ulubiona piosenka, a ona sama skupiła się na smaku ust kochanka, przygryzając lekko wargę ukochanego.

dla Solniczki

posłowie:
Rozdział napisany dość szybko; sprawdzony tylko raz i to w dodatku pobieżnie. Nie dziwcie się temu, że Miriam w różnych odstępach czasu jest inaczej kreowana - jest to specjalny zabieg, mający na celu przedstawienie pewnej ewolucji, która zachodziła w charakterze wiedźmy. Za bardzo lubię o niej pisać, więc retrospekcje są dłuższe niż akcja właściwa. 
Następny rozdział (albo nawet dwa) będą dotyczyć ludzi. 
Akapity są krzywo. Nie wiem dlaczego, ale wolę, żeby istniały w takiej formie niż nie było ich w ogóle. Ciągle próbuję coś z tym zrobić.
Sesja, sesja. I prawdopodobnie od przyszłego weekendu - praca. Nie chcę wam zatem obiecywać, kiedy pojawi się nowy rozdział.
Pozdrawiam.

18 komentarzy:

  1. Pierwsza i szczęśliwa <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja skaczę ze szczęścia! <3

      Usuń
    2. Cholera, no. Napisałam długi komentarz i magicznie się usunął z okienka. Jestem wściekła! Ale spokojnie, napiszę ponownie wszystko. Retrospekcje Miriam - bomba. Świetne fragmenty, pełne magii i tego klimatu sprzed wieków, idealnie oddającego sytuację młodocianej czarownicy. Ba, teraz jestem głównie zainteresowana tym wiedźmim wątkiem i niekiedy zapominam, że obok egzystują wampiry. Donna, Donna... Tak, ona zdecydowanie przypomina pod względem fizyczności Miriam, aczkolwiek jest wampirzycą i kobietą z innej półki. Inteligentna, dostojna, na pewno nie taka dzika i charakterna jak Miriam. Myślę, że może namieszać w opowiadaniu i w życiu Isaaca. Strasznie ciekawi mnie ta ich misia, o jaką drży sam Lucius *,* Pewnie będą to przesycone akcją wydarzenia. I fakt, kiedy ludzie nie są już tacy nieświadomi, może być ciężej nimi manipulować. Tekst z piosenki jest niekiedy dobrym zabiegiem, ale pod koniec, podczas sceny miłosnej, ten akurat nie bardzo mi pasował. Pewnie dlatego, że zaczęłam nucić tę pieśń, a muzyka - nie ukrywajmy - jest smętna i przygnębiająca. Mimo wszystko, gdyby spojrzeć na sam cytat, z pewnością mógłby oddać sytuację zakochanej Donny. I tak, jestem za tym, abyś dodawała post częściej niż raz na trzy miesiące, nie daje to wielkich perspektyw twórczości. Dlatego, kochana, mobilizuj się po sesji! Całuję ;*

      Usuń
    3. Dziękuję za opinię :*
      Wiesz, ja sama wkręciłam się w historię Miriam na tyle, że myślałam o tym, aby poświęcić jej osobnego bloga, osobne opowiadanie, a tutaj ujawniać mniej w retrospekcjach. I w sumie jest to kusząca wizja ;)
      I jak tak patrzę na ten fragment piosenki pod koniec rozdziału - masz rację, jakoś tak dziwnie się wpasował, dlatego go usunęłam. Słuchałam, podczas pisania tego ostatniego fragmentu, właśnie tego utworu i coś mnie tak podkusiło.

      Będę się mobilizować. Oj, będę. Chciałabym coś w połowie lutego nawet opublikować. Zobaczymy ;)

      Buziaki :*

      Usuń
    4. Ja byłabym za! Miriam to zdecydowanie jedna z najlepszych postaci, jakie stworzyłaś :) Osobiście wielka sympatią darzę także Luciusa. Pomyśl o osobnym blogu dla czarownicy intensywniej w czasie wolnym ;D Tego fragmentu wcale nie musiałaś usuwać, aczkolwiek to Twoja decyzja ;* Czekam, czekam!

      Usuń
    5. Och, ależ to pokusa! Coś mi się wydaje, że wtedy wampirki stracą na znaczeniu :D

      Usuń
  2. [kocham wiedźmy, kocham wampiry, wszystko kocham ;D
    ja jestem z tych niepoprawnych romantyczek, co to w wielka miłość wierza i na tego jedynego czekają... tym bardziej nie podoba mi się zachowanie Isaaca, przebrzydły, wycałuje Donnę całą, da jej iluzje szczęścia a nazajutrz zachowa się jak gdyby nigdy nic... przebrzydły pijawka!
    za to ja chcę więcej wiedźmowania <3
    i w ogóle czuję się zaszczycona dedykacja, czymże ja sobie zasłuzyłam na to? xD ]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czym? Podsunęłaś wizję romansu, który nie był klarowny i którego raczej chciałam uniknąć, ale przecież bez romansu byłoby nudno ;P
      Donna też jest z tych niepoprawnych romantyczek, a ich relacja wcale nie będzie prosta, a Isaac... Nie, nic ci więcej nie powiem!
      Ach, w następnym odcinku wiedźmy zbyt wiele nie uraczysz :( Bo będzie o człowiekach...

      Usuń
    2. [ ja sama tylko romansami niemal zyje, więc jak mogłabym tego nie podsunąć ;D wszystkie niepoprawne romantyczki lubię, nawet i człowieki, niech juz beda noo ;) ]

      Usuń
    3. Donna nie jest człowiekiem, kupo :D A wampirkiem, no.
      A u człowieków to raczej romansu nie planuję.

      Usuń
    4. [samaś kupa! ja nie o Donnie, tylko o zapowiedzi człowieków mówiłam -,- ]

      Usuń
  3. Szczerze? To mi smutno jest. Bo zbyt długa przerwa była między rozdziałem pierwszym a drugim i, nie ukrywając, niewiele z poprzedniego pamiętam. W sensie czego dokładnie dotyczyła ta superhipermega-trudna misja. Krótką mam pamięć, na swoje nieszczęście, a i sporo na głowie, więc mi to i owo umknęło. Delikatnie sugerowałabym dodawanie rozdziałów w nieco bardziej regularnych odstępach i, bądź co bądź, nieco krótszych. Bo ja naprawdę rozumiem, brak czasu i te sprawy, ale trzy miesiące to jednak niecko przydługo, jak dla mnie. A szkoda by mi było się rozstawać, bo sam zamysł opowiadania naprawdę bardzo przypadł mi do gustu.
    Dobra, a teraz przejdźmy do mojego postrzegania rzeczywistości opowiadania. Miriam. Generalnie chyba lubię tę postać (ale się wstrzymam z osądami, żeby potem nie było, jak ją poznam bliżej i mi się odmieni), ale trochę mnie coś tam kulało z tą jej obsesją na punkcie zabicia Sagi. Ja rozumiem, ona chce zdobyć cały ten medalion, nieśmiertelność i tak dalej. Ale chyba nie odbija jej z tego powodu na tyle, by chcieć ją aż tak obsesyjnie zamordować, kiedy tylko stara wiedźma jej się na oczy pokazuje. No i Donna i Isaac. Nie rozumiem, dlaczego on się tak po prostu na nią rzucił i nagle rozpoczął się dziki, gorący seks. Jeszcze przed chwilą nie był z niej zbyt zadowolony, odniosłam wrażenie, że wręcz miał do niej pretensje, a generalnie nic nawet nie wskazywało na to, co zamierza zrobić. I nagle przygwoździł ją do ściany. Trochę mi to tam nie do końca się wpasowało.
    Tak czy siak, nie powiem, czytało mi się naprawdę szybko, łatwo i przyjemnie - nawet nie odczułam tej długości tekstu. Czekam na następny rozdział z nadzieją, jak już mówiłam, że ukaże się wcześniej. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, wiem, że długo mnie nie było i bardzo za to przepraszam ;) Ogólnie, mam zamiar, aby dodawać rozdziały częściej, ale czasami nie zależy to tylko ode mnie.
      Co do obsesji - Miriam. Może nie jest jakoś obłąkana na punkcie zabicia Sagi, ale blisko jej do tego. Chce zabić kobietę, bo na tym obiera się część jej planu, ale uwierz mi - pierwotny wygląd tej części rozdziału był znacznie gorszy, i tak nieco utemperowałam tutaj jej chęć mordu. Ogólnie, przez te długie przerwy, to i ja miewam zaćmienia, i nie zawsze jak tak, jak być powinno.
      Isaac i Donna? Dziki, namiętny seks może być ciężki do zrozumienia, ale ma to podłoże w historii i pewnego razu ukażę to w retrospekcji, ale dodam tutaj, żebyś spała spokojnie, że ich romans (w sensie, właśnie taki seks, braki znikąd) towarzyszy im od początku znajomości. Z tym że Donna kocha Isaac'a, a on jest raczej niezdolny do głębszych, patetycznych uczuć. Co najwyżej ją uwielbia.
      Mam nadzieję, że rozwiałam trochę niedomówień.
      I szlag! Faktycznie muszę pisać częściej, bo sama wypadam z obiegu historii :(
      A ogólnie to jest mi niezmiernie miło i się strasznie cieszę, że jakoś przebrnęłaś przez rozdział.
      Co do tego seksu - uważam, że jest najlepszy na rozładowanie napięcia i chyba dlatego go tam też wcisnęłam.
      I wybacz, ale nie potrafię zebrać dzisiaj myśli. Odpisuję dość chaotycznie.
      Pozdrawiam i dziękuję za opinię.

      Usuń
  4. Powiem szczerze, że historia Miriam faktycznie wciąga. Nie da się ukryć, jest to bardzo ciekawe, dobrze "zilustrowane" opowiadanko, które czyta się z przyjemnością. Osobiście chyba właśnie wolę samą Miriam, niż Donnę, ale być może w dalszych rozdziałach zmienię swoje nastawienie, kto wie :) Na chwilę obecną mogę jeszcze dodać, że świetnym pomysłem jest takie przenoszenie się w czasie, akcja w ten sposób jest bardziej urozmaicona, po prostu dzieje się więcej, czyli tak, jak lubię. Mam nadzieję, że Miriam ostatecznie nie posunie się do jakiegoś skrajnie ryzykownego czynu (mam tu na myśli zabicie starej wiedźmy XD ), co mogłoby się dla niej źle skończyć. Lubię kobitkę, ot co.
    To by było na razie tyle, czekam na więcej :D No, oczywiście życzę weny na pełnych obrotach! Jakieś niespodziewane zwroty akcji bardzo by mi się spodobały, może się doczekam XD
    A tymczasem, do kolejnego napisania : )
    Au revoir !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miriam ogólnie jest ryzykowna. Akurat jej historię mam od początku do końca zaplanowaną. Ale źle nie skończy, nie, nie ;)

      Usuń
  5. MoonLight/Azrael nie jest już w załodze ZO. Możesz wybrać inną recenzentkę lub zrezygnować z oceny. Na razie trafisz do wolnej kolejki. Przepraszam za utrudnienia. Więcej informacji znajdziesz na zrecenzuj-opowiadanie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja czekam na kolejny rozdział i zapraszam na
    http://angeltenshistory.wordpress.com/

    OdpowiedzUsuń
  7. Z tej strony hei-chi z zrecenzuj-opowiadanie. Od jutra biorą pod lupę twoje opowiadania, dlatego też bardzo proszę nie wprowadzaj na blogu poważnych zmian.
    Nie jestem wstanie przewidzieć, kiedy pojawi się recenzja twojego opowiadania, ale optymistycznie zakładam, że do dwóch tygodni. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń