„Nie
trzeba się nikogo bać.
A
jeśli ktoś się kogoś boi, to dlatego, że udzielił temu komuś jakiejś władzy nad
sobą.”
~Hermann
Hesse, „Demian”
Rok
1540
Miejsce
bliżej nieokreślone
Wędrując od kraju do kraju, od
miasta do miasta, zahaczając również o ośrodki wiejskie, w których prym wiedli
panowie feudalni, obserwowała stosunki społeczne opierające się na nierówności
i wyzysku. Pewien mądry ktoś powiedział jej, że tak było od zawsze i nieprędko
się to zmieni. Wyzyskiwani i wyzyskiwacze kreowali losy tego świata, wzajemnymi
relacjami zataczając krąg – próbowali przemian, buntowali się, a następnie wszystko
zaczynało się od początku.
Przydrożna oberża nie wyglądała
zachęcająco, ale dla kogoś, kto nie przywykł do luksusów wydawała się rajem na
Ziemi. Bura peleryna z obszernym
kapturem była jedyną osłoną przed silnym wiatrem, który towarzyszył
podróżującej kobiecie od kilku mil. Kuliła się w siodle, przeklinając pod nosem
ulewę i coraz to głośniejsze grzmoty. Z całego serca nienawidziła burzy, od
dziecka straszono ją, wymyślając przecudne opowiadania o złych wiedźmach i
demonach. Teraz, kiedy sama poznawała tajniki magii, wiedziała, że to bzdura a
mimo to, nie potrafiła wyzbyć się lęku przed tym zjawiskiem atmosferycznym.
Zatrzymała się przed drewnianym
budynkiem i zeskakując z siodła, poklepała klacz po mokrej szyi. Nie zdążyła
zdjąć tobołku, gdy z karczmy wybiegł opasły mężczyzna. Miriam nie była pewna
czy biegiem można było nazwać oporny chód, któremu towarzyszyło niebezpieczne
bujanie się na boki.
— Panienka na noc czy na strawę?
Zdziwiona pytaniem, uniosła obie
brwi ku górze. Albo w środku musiało być bardzo tłoczno, albo wręcz przeciwnie
– lokal świecił pustkami, a każdego gościa witano z szeroko rozłożonymi
ramionami, skwapliwie zapraszając do środka.
— Na to i na to — odparła dość
zdawkowo. Będąc przemoczoną do suchej nitki, nie miała ochoty na wdawanie się w
dyskusje. Mężczyźnie, jak zdołała zaobserwować, deszcz w niczym nie
przeszkadzał. — Schronienie dla konia się znajdzie?
— Wie panienka… — zaczął, drapiąc
się po tyle głowy. Mokre, przerzedzone włosy wyglądały wręcz obrzydliwie,
strąkami opadając na kark karczmarza. —
Stajnie przepełnione, ale może stać przed karczmą…
— Nie może. Zapłacę dwukrotność
waszej ceny, mości panie. — Uśmiech, pewnie ledwo widoczny w półmroku, pojawił
się na jej twarzy, a ona sama nieco zmieniła ton głosu. Jeśli chciała coś
osiągnąć, potrafiła być bardzo przekonująca. Potaknął głową, a potem przesunął
palcami po zanikającym pod warstwą tłuszczu podbródku i złapał za lejce.
— Panienka wejdzie do środka, a ja
zaprowadzę konia.
Skinęła i bez słowa złapała za swój
niewielki pakunek, kierując się do drewnianych drzwi. Pchnęła je, a skrzypienie
nienaoliwionych zawiasów zwróciło uwagę nielicznych gości. Stajnie musiały być
naprawdę małe albo gospodarz szukał możliwości zarobku. Prychnęła, a kiedy nie
obdarowała nikogo uważnym spojrzeniem, ruszyła przed siebie. Mężczyznę, z
którym była umówiona poznała od razu. Kilka sekund po jej wejściu ponownie
rozbrzmiały ciche rozmowy i powróciły dźwięki, które nieodłącznie funkcjonowały
w oberżach – szuranie talerzami i kuflami, uderzenia drewnianych łyżek o
metalowe miski. Wszystko wkomponowało się w obskurne, ciemne wnętrze oświetlane
paroma pochodniami i ogniskiem.
Usiadła przy jednym z długich
stołów w rogu pomieszczenia i zsunęła kaptur z głowy. Ludzie nie dawali jej
więcej niż szesnaście wiosen. Wyglądało bardzo młodo, wręcz dziewczęco –
drobnej budowy, wręcz filigranowa, rudowłosa istotka wbrew wszystkiemu
przyciągała uwagę innych.
— Potrzebuję pieniędzy…
— Domyślam się, Miriam. Zakładam,
że nie okradłaś babki, kiedy od niej uciekałaś? A matka? Czy ją poinformowałaś
o swoich planach? — Rozmówca podniósł głowę, odrywając wzrok od sporego kufla,
który dzierżył w dłoni. Błysnął rzędem białych zębów w niezbyt przyjemnym
uśmiechu. Osiemnastolatka zadrżała, nie czuła się pewnie w jego towarzystwie,
ale dała omamić się wizji lepszego życia. W dodatku, był przystojnym mężczyzną
a rudowłosa pierwszy raz spotkała się z tak szlachetnymi rysami, z manierami
godnymi króla. Był cudowny, w swoim majestacie wręcz mityczny.
— Nie okradłam… — Potrząsnęła
głową, nie chcąc tłumaczyć się przed właściwie obcym mężczyzną. — Dlaczego
mieliśmy się spotkać aż tutaj? To prawie dwa tygodnie drogi od domu…
— Przecież nie chcesz tam wrócić, w
czym ci zatem to przeszkadza? Tęsknisz za bliskimi? Nie takiego życia chciałaś?
Nie marzyłaś o wolności? Chcę ci dać wolność, ile razy mam powtarzać?
Miriam uchodziła za osobę delikatną
i cichą, wiecznie tłamszoną i karaną. Mimo to, charakter miała silny, nie bez
trudu potrafiła manipulować innymi i parała się tym, co niebezpieczne, co
groziło nawet śmiercią. Za najgorszą swoją wadę uważała to, że szybko popadała
w irytację, potrafiła wybuchnąć gniewem bez sensownego uzasadnienia. Nie była
okiełznana. Podobnie jak moc, która czaiła się w jej ciele. Moc, o której
doświadczył się na własnej skórze Isaac.
Irytował ją fakt, że to pytania
składały się na większość wypowiedzi mężczyzny, będącego dla niej w dalszym
ciągu zagadką. Pociągał ją i fascynował, ale dziewczyna nie ukrywała swojego
dystansu wobec niego.
— Miriam?
Dźwięk głosu Isaaca wyrwał ją z
zamyślenia. Nie podejrzewała siebie o momenty zawieszenia, rzadko kiedy
poddawała się rozmyślaniu. Czuwała, właśnie – wiecznie czujna i gotowa do
samoobrony. Życie nauczyło ją tego, że nie powinna nikomu ufać.
— Nie, nie chcę wracać do domu —
odpowiedziała, wcześniej odchrząknąwszy. Ułożyła drobne dłonie na drewnianym
blacie. — Powiesz mi, po co miałam tu przyjechać?
Skinął tylko głową. Przeczuwała, że
to będzie długa opowieść. Nie myliła się, ale polubiła go słuchać. Omamiał ją
słowem, czarował spojrzeniem i powoli zdobywał duszę każdym kolejnym gestem,
nawet wydęciem ust czy przeczesaniem włosów. Godziny mijały, a Miriam zatracała
się w mężczyźnie coraz bardziej, jakby ktoś rzucił na nią klątwę. Zwodził ją
wizją lepszego życia, wizją władzy i potęgi. Wizją magii.
Był kusicielem. Potężnym
kusicielem. Znacznie silniejszym od niej.
Rok 1545
Wenecja,
Włochy
Pięć lat temu poznała Isaaca. Pięć
lat temu obrała inną ścieżkę życia niż tą/ta, którą planowała iść. Pięć lat
temu zmieniła się nie do poznania – zyskała na pewności siebie, stała się
bardziej charyzmatyczna i wyrazista. Zagubione dziecko, które wtedy w niej
tkwiło, zniknęło praktycznie bez śladu; przychodziło tylko czasami, kiedy noc
panowała nad światem, a Miriam nie potrafiła zasnąć. Przychodziło wtedy i
karciło za podjęte wtedy decyzje. Tak jakby miała wybór…
Oczywiście, że miała. Nikt jej nie
zmuszał, nikt nie szantażował. Isaac jednak wpłynął na psychikę młodej
dziewczyny i chcąc, nie chcąc zmienił wpojone przez najbliższych podejście do
świata. Wyzwolił to, co przez osiemnaście lat było tłumione.
Pokój,
który zajmowała nie należał do największych, najpiękniejszych i najlepiej
umeblowanych. Rozglądając się po wnętrzu zdała sobie sprawę, że izdebka będzie
jej domem przez dłuższy czas. Chciała ograniczyć spędzane tu dnie do minimum,
ale ku rozpaczy rudowłosej Saga była zbyt potężną czarownicą, aby
unieszkodliwić ją w parę sekund. Miriam nie dorastała wiekowej wiedźmie do pięt
i musiała się z tym pogodzić.
Westchnęła
i usiadła na derce leżącej pod ścianą, która miała służyć za posłanie. Klitka,
w której ją ulokowano była naprawdę mała; klaustrofobiczne przestrzenie nie
wpływały dobrze na nastrój Miriam, uwielbiającej czuć wolność, wiatr we włosach
i odrobinę adrenaliny. Tutaj, to wszystko było niemożliwe do osiągnięcia. Przed
nią stał rozklekotany stolik, na nim zaś paląca się świeca, rzucająca blade
światło w niewielkim kręgu. Za szafę służyć miał sporych rozmiarów kufer. Nie
spodziewała się luksusów, ale liczyła chociaż na łóżko.
Marszcząc
czoło, ułożyła się na twardej, drewnianej posadzce. Naburmuszona nabrała
powietrza w płuca i przymknęła powieki. Nie tak wyobrażała sobie drogę po
władzę, nie tak miała wyglądać zwycięska ścieżka, która powinna kroczyć dumnie,
powinna mieszkać w wielkim dworze, powinna…
Zerwała
się do pozycji siedzącej, słysząc czyjeś kroki pod drzwiami do izby. Panika
ogarniająca w tym momencie kobietę była jak najbardziej uzasadniona – większość
pań, uważających się za czarownice miała swoje rodziny i mieszkała w różnych
częściach miasta, wywodziła się z różnych środowisk, nie brakowało tutaj
bogatych dam, służących czy żebraczek. Magia była czymś, co pociągało wielu,
ale tylko nieliczny potrafili zrozumieć jej prawdziwą naturę. Nieliczni mogli
ujrzeć potencjał tego, co nieokiełznane. Magia mogła pomóc zdobyć władzę, a
Miriam władzy pragnęła. Praktycznie od zawsze.
Ktoś
pchnął drzwi, ale te pozostałe nieruchome. Skobel przytrzymujący je, spełniał
swoje zadanie. Rudowłosa wstała i rozejrzała się dookoła. Wyciągnęła sztylet
skrywany w skórzanym woreczku.
—
Miriam, otwórz drzwi. Chcę tylko porozmawiać.
Rozpoznała
głos Sagi i odetchnęła – nikt nie planował zamachu na jej życie podczas
pierwszej spędzonej tutaj nocy. Mimo wszystko, obecność wiedźmy zaskoczyła
młodą kobietę, która dość nieufnie otworzyła drzwi i skinęła przy tym lekko
głową. Wysoka, wychudzona postać skierowała spojrzenie niewidzących oczu na
twarz nowej adeptki.
—
Mogę wejść? – spytała łagodnie i spokojnie, robiąc krok w przód. Miriam nie
miała innego wyboru, jak usunąć się w bok i wpuścić do środka białowłosą. —
Może i jestem ślepa, moja droga, ale nie głupia. Chciałabym, abyś teraz wyznała
mi prawdziwy powód twojej wizyty. Po co tu przybyłaś?
Kiedy
Saga znalazła się w pokoju, drzwi zamknęły się same z hukiem, który pewnie
pobudził wszystkie mieszkanki znajdujące się w tej chwili w domu. Miriam
cofnęła się, nadal trzymając sztylet w gotowości. Naprawdę, obudziło się w niej
pragnienie zabicia czarownicy, zdobycia medalionu, gwarantującego
nieśmiertelność i rozpoczęcie kolejnego etapu swojego planu.
Odetchnęła.
Nie mogła zabić Sagi, nie mogła dać ponieść się emocjom, które były zgubne,
przed nimi ostrzegał ją Isaac. Targało nią mnóstwo uczuć, rozrywając ją powoli
od wewnątrz. Gdyby mogła skoczyłaby do gardła starej wiedźmie, ale ta część
rudowłosej odpowiadająca za racjonale myślenie, nie pozwalała na to.
Chcąc
nie chcąc, opuściła sztylet i odłożyła go na stolik. Przywołała na usta uśmiech
i usiadła na derce. Chętnie zaproponowałaby Sadze krzesło, ale takowego nie
posiadała.
—
Już mówiłam, że przybyłam się uczyć. Nie mam żadnych ukrytych zamiarów.
Dziecinny,
ufny ton głosu Miriam, która dostrzegła w sytuacji pozytywną stronę, wywołał na
twarzy staruszki uśmiech. Rudowłosa wypatrzyła okazję, aby zbliżyć do starej,
aby być może pobierać nauki bezpośrednio u niej. Jej plan był nieidealny,
zawierał mnóstwo luk, uzależniony był od niej samej. Zdawała sobie sprawę z
tego, że może wszystko zniszczyć, że przez swoje wybuchy złości i zakorzenione
pragnienie władzy nie dotrze nawet do półmetku.
—
Skąd o nas wiedziałaś? Działamy na bardzo wąskim obszarze, ograniczamy się
właściwie do Wenecji, a twój akcent wyraźnie wskazuje na to, że…
—
Pochodzę z Rosji — przerwała kobiecie. — Tutaj skierował mnie mój przyjaciel —
dodała z uśmiechem, tłumiąc ziewnięcie. Mimo buzujących w niej emocji,
tłumionej frustracji, poczuła senność. Opierając się o ścianę, poprawiła
materiał spódnicy, lokując spojrzenie w ścianie. Po raz kolejny tej nocy
doświadczyła, jak bardzo mizerna jest izdebka, służąca jej za sypialnię.
—
Przebyłaś wiele kilometrów. Dlaczego opuściłaś dom? — Pytania Sagi były uprzejme,
dawała do zrozumienia, że chce poznać nową protegowaną. Miriam czuła się jednak
jak podczas niezbyt miłego przesłuchania. Nie lubiła myśleć o rodzinnej wiosce,
z której uciekła pięć lat temu. Nie lubiła wracać do przeszłości, wywołującej
poczucie winy. Była młoda i nieukształtowana, wszystko działo się zbyt szybko.
Nie potrafiła zająć określonej postawy w życiu – przed sobą miała jedynie jasno
postawiony cel. Bardzo odległy cel, do którego droga wcale nie była prosta, a w przypadku Miriam wszystko
komplikowało się jeszcze bardziej.
Nie
bez znaczenia był fakt, że najzwyczajniej w świecie nie wiedziała, czego chce.
Wszystkie pośrednie cele nie odgrywały żadnej roli w życiu młodej kobiety. Nie
potrafiła znaleźć żadnego punktu zaczepienia. Powoli tonęła w żądzy władzy,
pragnąć potęgi skazywała się na upadek.
—
Nie miałam domu — odparła cicho, kręcąc przy tym głową. — Nie miałam —
powtórzyła po sobie, niczym echo. Jeszcze ciszej i jeszcze słabiej. Podciągnęła
nogi do siebie, uginając je w kolanach. Opierając na nich podbródek, przymknęła
oczy. Była słaba. Za słaba. Potrzebowała kogoś, kto utwierdziłby ją w tym, że
postępuje słusznie, że słusznie pozwoliła Isaacowi na zabicie matki i babki. Że
z zimną krwią przypatrywała się temu, jak morduje jej młodszą siostrzyczkę.
—
Nie chcesz kontynuować? — Saga potaknęła głową i po omacku, dłonią sunąc po
ścianie, ruszyła z powrotem w kierunku drzwi. Niezdarnie odnalazła klamkę i
zatrzymała się na dłuższą chwilę. — Jesteśmy tutaj, żeby ci pomóc, moje
dziecko, aby cię wysłuchać. Będziemy twoją rodziną, jeśli sobie tego zażyczysz.
***
Obecnie
Obecnie
Donna
wyprostowała się na krześle, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że wzbudziła
sensację. Od lat wszyscy podejrzewali ją o to, iż durzy się w Isaacu, ale nikt
nie przypuszczał, że dla kretyńskiego planu będzie gotowa poświęcić swój żywot.
Ona sama też się o to nie podejrzewała. Był jej Stworzycielem, podarowawszy tym
samym życie wieczne. Kobieta nie mogła nie być mu wdzięczna i całą sobą
popierała przedsięwzięcie jakie zaplanował. Może było to trochę naiwne, skoro
wierzyła w sukces, skoro nie zauważała negatywnych stron planu, ale czy mieli
inne wyjście? Oczywistym było, że powinni zaryzykować. W innym wypadku ludzie
zdobędą nad nimi przewagę, a nikt tego nie chciał. Oprócz ludzi, rzecz jasna.
Donna
odrzuciła na jedno ramię ciemnorude włosy i uśmiechnęła się delikatnie. Czuła
się skrępowana, będąc pod baczną obserwacją wszystkich zgromadzonych. Cisza,
która zapadła po jej oświadczeniu, była druzgocąca i co najmniej trzymająca w
niepewności. Nie opuściła jednak wzroku, powoli sunąc nim po twarzach
zgromadzonych. Zatrzymała spojrzenie na obliczu Isaaca, szukając tym samym
oparcia.
Kochała
go i jedyne czego się obawiała, to odrzucenie z jego strony. Nie naciskała, nie
manifestowała uczuć, często była po prostu cieniem, poruszającym się
bezszelestnie za nim, towarzyszką w nocy, słuchaczką, promykiem światła
docierającym do mroków duszy. Była wszystkim, zastępowała mu matkę, siostrę i
kochankę, nie raz bywały chwile, że traktował ją jak córkę. Nie miała innego
wyboru. Wcielała się w wyznaczone role, zakładając odpowiednie maski.
Wśród
ludzi krążyły legendy, że wampiry nie są skłonne do uczuć i była to nieprawda,
wyssana z palca legenda. Mit, który miał czynić krwiopijców jeszcze
straszniejszymi, istotami skłonnymi tylko do zabijania. Potworami nie mającymi
uczuć, bezwzględnymi władcami świata nocy.
—
Nie…
—
Świetnie, mamy jednego ochotnika — Lucius bezwzględnie przerwał wypowiedź
Isaaca, która miała być dezaprobatą wojowniczej postawy Donny. Była jednym z
młodszych wampirów, nie była związana z ich wspólnotą tak ściśle. — Czy wszyscy
wyrażają zgodę? — Pytanie zgoła retoryczne zostało skwitowane jedynie
kiwnięciami głów i cichymi pomrukami. — Doskonale. Nie puścimy jednak Donny
samej. Jest, za przeproszeniem moja droga, dość marnym pionkiem. Nie zasiada
oficjalnie w radzie, pojawia się tutaj tylko ze względu na…
—
Na mnie. Dlatego ja pójdę. To mój pomysł. Pójdę z Donną.
Isaac
miał w planie wybrać się do organizacji Libre sam, nie chciał, aby Lucius
rozgłaszał całą sprawę. Ciemnowłosy wampir miał dyktatorską władzę w radzie,
która miała stwarzać jedynie pozory demokracji. Niewielu osobników było w
stanie przeciwstawić się najstarszemu wiekiem krwiopijcy. Niewielu, ale do nich
należał właśnie Isaac.
—
Jak sobie życzysz. Przejdźmy zatem do…
—
Pójdę i ja, ojcze — niespodziewane wtrącenie wyprowadziło większość
zgromadzonych z równowagi, już i tak zachwianej. — Ja jako jedyna nie rzucam
się ludziom do gardła i mogę powstrzymać
pragnienie, mogę również ochłodzić Donnę i Isaaca… Jestem…
—
Anna!
—
Ma rację, powinna pójść z nami. Nie będzie…
—
Nie będziesz decydować o losie mojej córki, Isaac — warknięcie Luciusa
przywołało na chwilę spokój, bo do tej pory zebrani szeptali między sobą.
Dopiero teraz dotarło do nich, że plan jest naprawdę ryzykowny, a Lucius
zgodził się na niego tylko dlatego, że nie narażał sam siebie. Wbrew pozorom
był narcyzem i tchórzem, wierzącym, że życie do końca świata jest mu pisane.
Uważano go za Pierwotnego, bo był najstarszym znanym wampirem, a on sam nie
dementował tej historii. Po prostu – uparcie w nią wierzył.
Anna
była rodzoną córką Luciusa. Jedną ze starszych wampirzyc, ale wcale się z tym
nie obnosiła. Nie podkreślała tego faktu, cierpliwie siedziała za biurkiem i
czuwała nad monitoringiem. Delikatna i subtelna była totalnym przeciwieństwem
ojca, który wcale nie był jej stwórcą. Kobieta słynęła z tego, że w wielu
konfliktach występowała jako mediatorka. Jasny, bystry umysł i łagodne
usposobienie czyniły z niej sprawiedliwego sędziego.
—
Pójdę z nimi, Luciusie. Annie nic się nie stanie… — Mężczyzna mogący poszczycić
się wschodnioeuropejskim akcentem był wysokim i wychudzonym osobnikiem. Jego
twarzy bliżej było do mordy szczura, a przenikliwie jasne oczy zdawały się
zabijać. Włosy w kolorze słomy nie były atutem – zaczesywane na bok z dodatkiem
pomady przywodziły na myśl dawne czasy, kiedy to generałowie i cywilni
dżentelmeni dodawali sobie tym sposobem uroku i przyciągali kobiety.
Cisza.
Naprawdę w pomieszczeniu zapanowała złowroga cisza. Wszyscy milczeli, siedzieli
w bezruchu i prawdopodobnie, gdyby byli ludźmi – wstrzymaliby oddech, aby nie
zakłócać fałszywego spokoju. Lucius odsunął krzesło i wstał, obdarowawszy córkę
spojrzeniem pełnym bólu.
—
Zatem ustalone. Isaac, Donna, Anna i Ivan tworzą ekipę zwiadowczą. Więcej
ochotników nie potrzebujemy. Musimy ograniczyć prawdopodobne straty, które
możemy ponieść podczas trwania tej akcji — westchnął i oparł dłonie o blat
stołu. — Jesteście wolni, wszyscy, a z waszą czwórką spotkam się za parę dni,
aby omówić szczegóły. Idźcie już! — Podniósł głos tym samym dając wyraz swojej
frustracji. Nie lubił, kiedy maska opanowania go opuszczała, kiedy uczucia
wychodziły na jaw.
—
Ojcze…
—
Ty też, Anno. Idź.
*
—
Dlaczego się zgłosiłaś, Donna?
Zaprosił
rudowłosą do swojego mieszkania w opuszczonym wieżowcu. Prawie opuszczonym,
jeszcze paru krwiopijców zajmowało tutaj apartamenty. Dzielnica należała do
tych, do których ludzie się nie zapuszczali. Z obawy o własne życie. Tworzone
dystrykty nie był czymś dobrym; dodawały ludziom kolejnych punktów w rankingu.
Gromadzili się oni blisko siebie, mieli wszystko pod kontrolą, uzyskiwali
pomoc, a wampiry?
Zbyt
wiele indywidualnych, kształtowanych przez wieki charakterów; zbyt wiele
odrębnych poglądów, różnych zdań na prawie każdy temat. Realna piecza Luciusa
nad nimi wszystkimi nie była silna. Po prostu, rządził, a oni aprobowali jego
pomysły, w gruncie rzeczy dość często działając na własną rękę.
Droga
do mieszkania Isaaca minęła w milczeniu. Był zły, zresztą nigdy nie należał do
zbyt rozmownych towarzyszy. Donna rozumiała i nie wychylała się, nie tłumaczyła
i nie błagała o wybaczenie, bo nie zrobiła nic złego. Deszcz przestał padać,
kiedy w okolicach godziny drugiej opuścili siedzibę. Blondyn nie omijał kałuż,
co skrzętnie czyniła kobieta, próbując nie zamoczyć materiału spodni. Przez
większość czasu trzymała się za nim, tępo wpatrując się w jego plecy.
Dotarcie
do wieżowca nie zajęło im zbyt wiele czasu; rudowłosa rozgościła się wedle
swojego zwyczaju i zajęła najwygodniejszą kanapę. Isaac nie usiadł, wciąż
krążył po salonie z tą dziwną pochmurną miną, czasami spoglądając na kobietę.
Aż w końcu zadał pytanie.
—
Nikt inny nie zrobiłby tego, Is — mruknęła pod nosem i wstała, podchodząc do
mężczyzny. Zaszła mu drogę i złapała za ramiona, posyłając delikatny uśmiech.
Nie należała do typowych ślicznotek, które kiedyś podziwiał na plakatach. Była
niska, drobnej budowy, nic specjalnego w gruncie rzeczy. Niewielkie piersi,
wąskie ramiona i szersze biodra. No i te włosy. Nie tak ognisto rude jak u
Miriam, ale mimo wszystko kojarzyła mu się z wiedźmą. Miały to samo spojrzenie.
Niewinne, czyste, a on to zmienił. Historia zataczała koło, choć niepełne.
Donna mimo stania się drapieżnikiem nie straciła zbyt wiele na swojej
naiwności, zyskała jedynie trochę pewności siebie i umocniła w sobie
postanowienie, że nie pozwoli nikomu sobą pomiatać. Nie popadła w pewien obłęd,
który ogarnął umysł Miriam.
—
Donna… — jęknął cicho, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi. Rudowłosa w
takich chwilach pragnęła jednego – na ponów chciała zostać człowiekiem i
chciała mu pomóc w zaspokojeniu podstawowego instynktu. Zadrżała, czując
chłodne usta na szyi. — Wiesz, że to
prawie samobójcza misja? Ludzie nie są już marionetkami w naszych rękach, są
potężni…
—
To dlaczego ty tam idziesz? Zostań przy Luciusie, on…
—
Cicho bądź, głupia! Zadajesz pytania na poziomie przedszkolaka. Dlaczego tam
idę? Po diabła się zgłaszałaś? Teraz tam muszę iść — mruknął sfrustrowany i
wyprostował się, spoglądając w oczy kobiety. — I nie mów, że zrobiłaś to dla
mnie, bo będzie to brzmiało jak z jakiegoś taniego romansidła. Jesteś
nienormalna, Donna.
—
Od kiedy ty tyle gadasz?
—
Och, zamilcz — mruknął i nie bardzo przejmując się tym, że nie powinien tego robić,
bo przecież darzył Donnę nieco innymi uczuciami niż ona jego, pchnął ją na
ścianę i uniósł ku górze, wpijając się w jej usta.
Rudowłosa
nieco zaskoczona takim obrotem sytuacji, oplotła go nogami w biodrach i sunąc
palcami po karku mężczyzny, oddała się pocałunkowi, który z każdą chwilą
przybierał na namiętności. Pozwoliła, aby teraz kierowało nią tylko pożądanie.
Wyłączyła sentymenty, nie myślała o tym, że zgłosili się być może na śmierć.
Nie
myślała o niczym. W głowie rozbrzmiewała jej ulubiona piosenka, a ona sama
skupiła się na smaku ust kochanka, przygryzając lekko wargę ukochanego.
dla Solniczki
posłowie:
Rozdział napisany dość szybko; sprawdzony tylko raz i to w dodatku pobieżnie. Nie dziwcie się temu, że Miriam w różnych odstępach czasu jest inaczej kreowana - jest to specjalny zabieg, mający na celu przedstawienie pewnej ewolucji, która zachodziła w charakterze wiedźmy. Za bardzo lubię o niej pisać, więc retrospekcje są dłuższe niż akcja właściwa.
Następny rozdział (albo nawet dwa) będą dotyczyć ludzi.
Akapity są krzywo. Nie wiem dlaczego, ale wolę, żeby istniały w takiej formie niż nie było ich w ogóle. Ciągle próbuję coś z tym zrobić.
Sesja, sesja. I prawdopodobnie od przyszłego weekendu - praca. Nie chcę wam zatem obiecywać, kiedy pojawi się nowy rozdział.
Pozdrawiam.
Pierwsza i szczęśliwa <3
OdpowiedzUsuńI ja skaczę ze szczęścia! <3
UsuńCholera, no. Napisałam długi komentarz i magicznie się usunął z okienka. Jestem wściekła! Ale spokojnie, napiszę ponownie wszystko. Retrospekcje Miriam - bomba. Świetne fragmenty, pełne magii i tego klimatu sprzed wieków, idealnie oddającego sytuację młodocianej czarownicy. Ba, teraz jestem głównie zainteresowana tym wiedźmim wątkiem i niekiedy zapominam, że obok egzystują wampiry. Donna, Donna... Tak, ona zdecydowanie przypomina pod względem fizyczności Miriam, aczkolwiek jest wampirzycą i kobietą z innej półki. Inteligentna, dostojna, na pewno nie taka dzika i charakterna jak Miriam. Myślę, że może namieszać w opowiadaniu i w życiu Isaaca. Strasznie ciekawi mnie ta ich misia, o jaką drży sam Lucius *,* Pewnie będą to przesycone akcją wydarzenia. I fakt, kiedy ludzie nie są już tacy nieświadomi, może być ciężej nimi manipulować. Tekst z piosenki jest niekiedy dobrym zabiegiem, ale pod koniec, podczas sceny miłosnej, ten akurat nie bardzo mi pasował. Pewnie dlatego, że zaczęłam nucić tę pieśń, a muzyka - nie ukrywajmy - jest smętna i przygnębiająca. Mimo wszystko, gdyby spojrzeć na sam cytat, z pewnością mógłby oddać sytuację zakochanej Donny. I tak, jestem za tym, abyś dodawała post częściej niż raz na trzy miesiące, nie daje to wielkich perspektyw twórczości. Dlatego, kochana, mobilizuj się po sesji! Całuję ;*
UsuńDziękuję za opinię :*
UsuńWiesz, ja sama wkręciłam się w historię Miriam na tyle, że myślałam o tym, aby poświęcić jej osobnego bloga, osobne opowiadanie, a tutaj ujawniać mniej w retrospekcjach. I w sumie jest to kusząca wizja ;)
I jak tak patrzę na ten fragment piosenki pod koniec rozdziału - masz rację, jakoś tak dziwnie się wpasował, dlatego go usunęłam. Słuchałam, podczas pisania tego ostatniego fragmentu, właśnie tego utworu i coś mnie tak podkusiło.
Będę się mobilizować. Oj, będę. Chciałabym coś w połowie lutego nawet opublikować. Zobaczymy ;)
Buziaki :*
Ja byłabym za! Miriam to zdecydowanie jedna z najlepszych postaci, jakie stworzyłaś :) Osobiście wielka sympatią darzę także Luciusa. Pomyśl o osobnym blogu dla czarownicy intensywniej w czasie wolnym ;D Tego fragmentu wcale nie musiałaś usuwać, aczkolwiek to Twoja decyzja ;* Czekam, czekam!
UsuńOch, ależ to pokusa! Coś mi się wydaje, że wtedy wampirki stracą na znaczeniu :D
Usuń[kocham wiedźmy, kocham wampiry, wszystko kocham ;D
OdpowiedzUsuńja jestem z tych niepoprawnych romantyczek, co to w wielka miłość wierza i na tego jedynego czekają... tym bardziej nie podoba mi się zachowanie Isaaca, przebrzydły, wycałuje Donnę całą, da jej iluzje szczęścia a nazajutrz zachowa się jak gdyby nigdy nic... przebrzydły pijawka!
za to ja chcę więcej wiedźmowania <3
i w ogóle czuję się zaszczycona dedykacja, czymże ja sobie zasłuzyłam na to? xD ]
Czym? Podsunęłaś wizję romansu, który nie był klarowny i którego raczej chciałam uniknąć, ale przecież bez romansu byłoby nudno ;P
UsuńDonna też jest z tych niepoprawnych romantyczek, a ich relacja wcale nie będzie prosta, a Isaac... Nie, nic ci więcej nie powiem!
Ach, w następnym odcinku wiedźmy zbyt wiele nie uraczysz :( Bo będzie o człowiekach...
[ ja sama tylko romansami niemal zyje, więc jak mogłabym tego nie podsunąć ;D wszystkie niepoprawne romantyczki lubię, nawet i człowieki, niech juz beda noo ;) ]
UsuńDonna nie jest człowiekiem, kupo :D A wampirkiem, no.
UsuńA u człowieków to raczej romansu nie planuję.
[samaś kupa! ja nie o Donnie, tylko o zapowiedzi człowieków mówiłam -,- ]
UsuńSzczerze? To mi smutno jest. Bo zbyt długa przerwa była między rozdziałem pierwszym a drugim i, nie ukrywając, niewiele z poprzedniego pamiętam. W sensie czego dokładnie dotyczyła ta superhipermega-trudna misja. Krótką mam pamięć, na swoje nieszczęście, a i sporo na głowie, więc mi to i owo umknęło. Delikatnie sugerowałabym dodawanie rozdziałów w nieco bardziej regularnych odstępach i, bądź co bądź, nieco krótszych. Bo ja naprawdę rozumiem, brak czasu i te sprawy, ale trzy miesiące to jednak niecko przydługo, jak dla mnie. A szkoda by mi było się rozstawać, bo sam zamysł opowiadania naprawdę bardzo przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuńDobra, a teraz przejdźmy do mojego postrzegania rzeczywistości opowiadania. Miriam. Generalnie chyba lubię tę postać (ale się wstrzymam z osądami, żeby potem nie było, jak ją poznam bliżej i mi się odmieni), ale trochę mnie coś tam kulało z tą jej obsesją na punkcie zabicia Sagi. Ja rozumiem, ona chce zdobyć cały ten medalion, nieśmiertelność i tak dalej. Ale chyba nie odbija jej z tego powodu na tyle, by chcieć ją aż tak obsesyjnie zamordować, kiedy tylko stara wiedźma jej się na oczy pokazuje. No i Donna i Isaac. Nie rozumiem, dlaczego on się tak po prostu na nią rzucił i nagle rozpoczął się dziki, gorący seks. Jeszcze przed chwilą nie był z niej zbyt zadowolony, odniosłam wrażenie, że wręcz miał do niej pretensje, a generalnie nic nawet nie wskazywało na to, co zamierza zrobić. I nagle przygwoździł ją do ściany. Trochę mi to tam nie do końca się wpasowało.
Tak czy siak, nie powiem, czytało mi się naprawdę szybko, łatwo i przyjemnie - nawet nie odczułam tej długości tekstu. Czekam na następny rozdział z nadzieją, jak już mówiłam, że ukaże się wcześniej. ;)
Wiem, wiem, że długo mnie nie było i bardzo za to przepraszam ;) Ogólnie, mam zamiar, aby dodawać rozdziały częściej, ale czasami nie zależy to tylko ode mnie.
UsuńCo do obsesji - Miriam. Może nie jest jakoś obłąkana na punkcie zabicia Sagi, ale blisko jej do tego. Chce zabić kobietę, bo na tym obiera się część jej planu, ale uwierz mi - pierwotny wygląd tej części rozdziału był znacznie gorszy, i tak nieco utemperowałam tutaj jej chęć mordu. Ogólnie, przez te długie przerwy, to i ja miewam zaćmienia, i nie zawsze jak tak, jak być powinno.
Isaac i Donna? Dziki, namiętny seks może być ciężki do zrozumienia, ale ma to podłoże w historii i pewnego razu ukażę to w retrospekcji, ale dodam tutaj, żebyś spała spokojnie, że ich romans (w sensie, właśnie taki seks, braki znikąd) towarzyszy im od początku znajomości. Z tym że Donna kocha Isaac'a, a on jest raczej niezdolny do głębszych, patetycznych uczuć. Co najwyżej ją uwielbia.
Mam nadzieję, że rozwiałam trochę niedomówień.
I szlag! Faktycznie muszę pisać częściej, bo sama wypadam z obiegu historii :(
A ogólnie to jest mi niezmiernie miło i się strasznie cieszę, że jakoś przebrnęłaś przez rozdział.
Co do tego seksu - uważam, że jest najlepszy na rozładowanie napięcia i chyba dlatego go tam też wcisnęłam.
I wybacz, ale nie potrafię zebrać dzisiaj myśli. Odpisuję dość chaotycznie.
Pozdrawiam i dziękuję za opinię.
Powiem szczerze, że historia Miriam faktycznie wciąga. Nie da się ukryć, jest to bardzo ciekawe, dobrze "zilustrowane" opowiadanko, które czyta się z przyjemnością. Osobiście chyba właśnie wolę samą Miriam, niż Donnę, ale być może w dalszych rozdziałach zmienię swoje nastawienie, kto wie :) Na chwilę obecną mogę jeszcze dodać, że świetnym pomysłem jest takie przenoszenie się w czasie, akcja w ten sposób jest bardziej urozmaicona, po prostu dzieje się więcej, czyli tak, jak lubię. Mam nadzieję, że Miriam ostatecznie nie posunie się do jakiegoś skrajnie ryzykownego czynu (mam tu na myśli zabicie starej wiedźmy XD ), co mogłoby się dla niej źle skończyć. Lubię kobitkę, ot co.
OdpowiedzUsuńTo by było na razie tyle, czekam na więcej :D No, oczywiście życzę weny na pełnych obrotach! Jakieś niespodziewane zwroty akcji bardzo by mi się spodobały, może się doczekam XD
A tymczasem, do kolejnego napisania : )
Au revoir !
Miriam ogólnie jest ryzykowna. Akurat jej historię mam od początku do końca zaplanowaną. Ale źle nie skończy, nie, nie ;)
UsuńMoonLight/Azrael nie jest już w załodze ZO. Możesz wybrać inną recenzentkę lub zrezygnować z oceny. Na razie trafisz do wolnej kolejki. Przepraszam za utrudnienia. Więcej informacji znajdziesz na zrecenzuj-opowiadanie.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo ja czekam na kolejny rozdział i zapraszam na
OdpowiedzUsuńhttp://angeltenshistory.wordpress.com/
Z tej strony hei-chi z zrecenzuj-opowiadanie. Od jutra biorą pod lupę twoje opowiadania, dlatego też bardzo proszę nie wprowadzaj na blogu poważnych zmian.
OdpowiedzUsuńNie jestem wstanie przewidzieć, kiedy pojawi się recenzja twojego opowiadania, ale optymistycznie zakładam, że do dwóch tygodni. Pozdrawiam.