wtorek, 6 listopada 2012

Rozdział 1. Plan



„Historia świata jest sumą tego, czego można było uniknąć.”
                                                                          ~ Bertrand Russell



Rok 1545
Włochy, Florencja

Różowo-pomarańczowa łuna znaczyła się nad horyzontem, czyniąc niebo jeszcze piękniejszym. Różne odcienie dwóch kolorów przeplatały się ze sobą, tworząc cudowną mozaikę barw i kształtów, stopniowo przechodzących w coraz to ciemniejszy błękit.
Stojąca na murach kobieta zdała sobie sprawę, że nawet najzdolniejszy malarz nie zdołałby uchwycić tej pięknej chwili. Noc była coraz bliżej, podobnie jak miejski strażnik, który powinien pozbyć się intruza, dbając o bezpieczeństwo mieszkańców. Byli świetnie wyszkoleni, z gracją machali mieczami i dokładnie znali miejsca, w które mieli wbić sztylet, aby błyskawicznie uśmiercić przeciwnika bądź tylko go okaleczyć. Problem polegał na tym, że nikt nie uczył ich walczyć przeciwko magii. Nikt w tę magię nie wierzył. Przynajmniej tak sądziła. Zagłębiając tajniki tej sztuki, kobieta zdała sobie sprawę, że może być niepokonana. Wystarczyły odpowiednie koneksje i mogła działać, myśląc tylko o swojej korzyści.
Zeskoczyła na dach przylegającego bezpośrednio do muru domu. Ciężkie dachówki rozbrzmiały złowrogo pod ciężarem kobiecego ciała, ale nawet nie drgnęły. Nie dorównywała Asasynom, ale znała strukturę miasta jak własną kieszeń. Nie lękając się wysokości i bolesnych upadków, biegła po dachach domostw, przebiegała nad bramami, co jakiś czas znajdując się coraz niżej, aż w końcu wylądowała na drodze, nieopodal stajni. Kucając, rozejrzała się dookoła, a kiedy zdała sobie sprawę, że jest sama, sięgnęła do cholewki buta, wyciągając zza niej kawałek papieru. Rozprostowała niewielką karteczkę i podnosząc się do pozycji pionowej, próbowała rozszyfrować pochyłe pismo.
            „Veneficus. Saga.
                                   I.”
Pamiętała doskonale słowa wampira, który zdobył dla niej informację. Hasło i imię. Imię potężnej czarownicy żyjącej tutaj, we Florencji. Władza i potęga były na wyciągnięcie ręki, ukrywana od setek lat wiedza mogła stanąć przed nią otworem. Dom, do którego podeszła nie wyróżniał się od pozostałych. Szeregowa zabudowa czyniła miasto uporządkowanym, ale każda następna uliczka była do siebie podobna. Złapała za ciężką, pomalowaną na czarno kołatkę i zastukała trzy razy, a po krótkiej przerwie następne dwa. Zgodnie ze wskazówkami.
Ściągnęła kaptur, odsłaniając rude włosy. Ukazała oblicze, aby zapewnić sobie odrobinę zaufania już na samym wstępie. Ubrana nieco po męsku, nie wyglądała jak typowa kobieta. Nie cierpiała ograniczeń, a skakanie po dachach w sukni z ciężkich materiałów mogło być uciążliwe. Wyprostowała plecy i uśmiechnęła się na widok ciemnowłosej kobiety, która otworzyła drzwi, wychodząc na zewnątrz. Nietrudno było domyślić się tego, że skrywa tam jakąś tajemnicę.
— Szukam Sagi.
Rudowłosa zawsze uchodziła za pewną siebie i bezpośrednią osobę, która zwykła dostawać to, po co przyszła. Uśmiech nie zniknął z piegowatej buźki, nieco dziewczęcej, zupełnie nie pasującej do  osobowości. Nic dziwnego, że dostojna matrona, znajdująca się naprzeciwko, omiotła ją niezbyt przychylnym spojrzeniem jadeitowych oczu.
— Hasło — syknęła, opierając dłonie na krągłych biodrach. Nie brzmiała przychylnie, nie wzbudziła zaufania. Nie wystraszyła jednak przybyszki, jeśli taki efekt chciała osiągnąć.
— Venficus. — Spokojna odpowiedź nieco zbiła z pantałyku czarownicę, która nie spodziewała się zapowiedzianych gości. A tylko zapowiadani wcześniej przybysze mogli znać obowiązujące hasło. — Swoją drogą… niezbyt twórcze — dodała, siląc się na uprzejmy ton głosu, ale każdy, kto słyszałby tą wypowiedź, byłby w stanie stwierdzić, że ociekała ironią.
Miriam od zawsze sądziła, że jest wraz ze swoimi zdolnościami zupełnie sama. Oczywiście, słyszała o czarownicach, o polowaniach na nie, ale szczerze powątpiewała w to, aby prawdziwa wiedźma dała spalić się na stosie lub powiesić. Przekonana, że stanowi wyjątek, początkowo nie cieszyła się z informacji, że istnieją kobiety jej podobne. Rudowłosa lubiła być jedyną w swoim rodzaju, nie wierzyła w zgromadzenia i działania w grupie. Żyła wyłącznie na własną rękę i nie brała za nikogo ani za nic odpowiedzialności. Nie lubiła obciążać własnej osoby zbędnym balastem.
Po głębszym zastanowieniu doszła jednak do wniosku, że życie we wspólnocie czarownic, przynależenie do rozbudowanej struktury, może przynosić korzyści. Poszerzanie wiedzy na własną rękę nie było niemożliwe, ale trudne, o czym Miriam zdołała się już przekonać. Miała dopiero dwadzieścia trzy lata, a zdołała odkryć więcej, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Obierając cel, zaraz po opuszczeniu rodzinnego domu, trzymała się go, walcząc z wszelakimi pokusami. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że z magią nie można zadzierać, że jest niebezpieczna, jeśli używa się jej niewłaściwie. Potrzebowała pomocy i uświadomił ją w tym Isaac, kiedy omal nie przekroczyła granicy życia i śmierci, eksperymentując z zaklęciami.
Zauważyła, że nie zdobyła sympatii starszej brunetki, sceptycznie przyglądającej się Miriam spod wpół przymkniętych powiek. Młoda czarownica dostrzegła, że rozmówczyni nie robi nic, aby powstrzymać bieg czasu. A może po prostu tego nie potrafiła? Nieznajoma nacisnęła klamkę, otwierając ciężkie, drewniane drzwi i gestem ręki zaprosiła Miriam do środka. Weszła, nie zwlekając. Właśnie w tym momencie rozpoczęła się właściwa podróż po świecie magii.
*
Zaprowadzono ją do przestronnego pomieszczenia, w którym oprócz długiego, ciężkiego stołu, kominka i wielkiej szafy nie znajdowało się nic innego. Przynajmniej na pierwszy rzut oka, po krótkiej chwili oczy Miriam przyzwyczaiły się do półmroku rozświetlanego jedynie przez płomienie buzujące w kamiennym palenisku. Zauważyła wysoką kobietę, która przy swoim wzroście wydawała się wręcz wychudzona. Lekki materiał sukienki obwijał żylaste ciało. Stała przed wysokim, wykonanym niezbyt dokładnie lustrem.
— Saga… — zaczęła ciemnowłosa, towarzysząca Miriam. — Masz gościa.
Po krótkiej obserwacji, rudzielec zdołał zauważyć, że Andrea najzwyczajniej w świecie boi się Przewodniczki. Podobnie, jak pozostałe czarownice, które spotkała w tym domu. Nie było ich zbyt wiele, ale zdawały czuć się dobrze w swoim towarzystwie, pewnie przekonane o swojej sile. Aż dziw brał, że żadna nie próbowała obalić rządów Sagi. Andrea opuściła pomieszczenie, kiedy starsza wiedźma spojrzała w stronę dwóch kobiet. Miriam, zostając z nią sam na sam, nie odczuwała lęku ni strachu. Hardo zadarła głowę ku górze, wiedząc, że w ten sposób nie dorówna Sadze wzrostem – ta była zadziwiająco wysoka, jak na kobietę. Miriam początkowo sądziła, że ma do czynienia z blondynką, ale kiedy jasnowłosa znalazła się bliżej, zrozumiała, że włosy wiedźmy przybrały odcień srebra.
— Podejdź do mnie, dziecko… — Chrypliwy, acz przepełniony ciepłem głos zupełnie nie pasował do wyobrażeń, jakie snuła rudowłosa. Podeszła, nie omieszkując rozejrzeć się po pokoju. — Miriam, jak mniemam? Sny powiedziały, że przybędziesz, ale nie podały powodu. — Każdy domyśliłby się, że w zdaniu tym ukryte jest pytanie, ale Miriam zawzięcie milczała, nie spoglądając na siwowłosą. — Spójrz na mnie, dziecko i wyjaw cel twojego przybycia…
Młoda czarownica miała tego po dziurki w nosie. Naprawdę nie lubiła, kiedy ktoś jej rozkazywał, nie lubiła, kiedy ktoś jej mówił, co ma robić, nawet jeśli były to błahostki, jak teraz. Z resztą, nie przywykła do matkowania, którego dopuszczała się Saga. Mimo to, uniosła głowę i rozchyliła nieznacznie usta w geście zdziwienia. Mlecznobiałe oczy wpatrywały się w nią z niezwykłą intensywnością, jakby zdawały się odczytywać zamiary jej duszy, jakby ciało nie stwarzało żadnej bariery, przeszkody.
Potrząsnęła głową i omiotła spojrzeniem sylwetkę rozmówczyni, skupiając się na dekolcie staruszki. Złoty, ciężki medalion na mocnym łańcuszki, który obejmował wysuszoną szyję, kusząco migotał w bladym świetle ognia, pobudzając najgorsze instynkty istniejące w Miriam. Zagryzła dolną wargę.
— Przybyłam się uczyć, domine. — Odgarnęła z czoła rudy, falowany kosmyk, który wymknął się spod luźnego uczesania. Jej odpowiedź nie była zupełnie prawdą, ale nie była też kłamstwem. Czymś pomiędzy, czymś niebezpiecznym, ale Miriam od zawsze uwielbiała igrać z ogniem. Uśmiech pojawił się na jej pełnych ustach, kiedy Saga potaknęła głową.
— Nasz dom jest też twoim domem, dziecko.

***
Rok 2045 nie różnił się zbytnio od minionych lat - od dekad toczyła się zażarta wojna między wampirami i ludźmi – nie przynosił nic dobrego, nie wyjaśniał sporu, nie rozstrzygał wyniku bitew. Zdawać by się mogło, że zdolności krwiożerczych bestii nie dorównują zaawansowanej technologii, w którą zaopatrzeni byli ludzcy bojownicy o wolność. Szanse były wyrównane, mimo znacznie mniejszej liczby wampirów na świecie. Większe doświadczenie, zdolności przywódcze i taktyczne prowadziły krwiopijców powoli do zwycięstwa, z każdym miesiącem pięli się wyżej. Szala powoli przechylała się w ich stronę, a następnie wszyscy zainteresowani byli świadkami zwrot akcji i to ludzie byli na prowadzeniu. I tak w kółko. Do znudzenia.
Nowy Jork tonął w deszczu i w litrach przelanej, choć niewidocznej już, krwi. Strugi lodowatej wody uderzały o napotkane powierzchnie, na których kończyła się ich wędrówka. Jasnowłosy osobnik, wysoki i dobrze zbudowany, zrezygnował z ochrony parasola, niebezpiecznie wyginającego się na silnym wietrze. Zmierzch zapadł trzy godziny temu, a on swoim zwyczajem niespiesznie szedł do pracy – o ile tak można było nazwać zajęcie, którym zajmował się co noc. Na szczęście wampirów i ludzi walki nie toczyły się otwarcie, czysta partyzantka, porwania, szpiegostwo.
Uśmiechnął się pod nosem na samą myśl o tym, co zamierzali zrobić albo przynajmniej mogli uczynić. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że w takim tempie nikt nie wygra wojny, nigdy się nie wyniszczą i nigdy żadna ze stron nie zazna spokoju. Zasugerował też nieco dziwne podejście, odbiegające od tego, co robili do tej pory. Nie był przywódcą, a zaledwie jego doradcą, ale zyskał na tyle zaufania, aby móc zuchwale przedstawiać swoje plany.
Obszedł wysoki budynek dookoła. Nie było tajemnicą, że główne drzwi były tylko atrapą, ale nikt też nie uważał, że odnalezienie tylnego wyjścia może być dla kogoś problemem. Mimo to, korzystając z ludzkiej technologii, zaopatrzyli się we wszelkiej maści zabezpieczenia, odgradzające ich od świata wewnętrznego. Wystukując odpowiednie hasło, przyłożył kciuk do śmiesznego urządzenia, z którego wysunęła się niewielka igła – tym samym, Isaac, pozostawił tam ślad swojej krwi, umożliwiając rozpoznanie go w bazie danych. Pierwsze drzwi otworzyły się bez problemu, w ciemnym korytarzu rozbłysły jarzeniówki, kiedy postawił pierwszy krok na posadzce z białych kafelek.
Nudziło go codzienne przechodzenie tego samego, rozumiał też dlaczego spora część wampirów mieszkająca w mieście, urządziła sobie w wieżowcu apartamenty, gdzie mieli wszystko, czego potrzebowali. Blondyn schylił się nieco, układając podbródek na specjalnej podpórce. Laser skanera przesunął niewyczuwalnie po jego oku, a kiedy wszystko się ze sobą zgadzało – drugie drzwi, znacznie lżejsze i stanowiące mniejszą przeszkodę, stanęły przed nim otworem. Byłoby w porządku, gdyby nie recepcja czy też portiernia. Siedząca za biurkiem kobieta, odgarnęła brązowy warkocz na plecy, przyglądając się przybyszowi.
— Proszę cię, Anna… — jęknął, unosząc obie brwi, kiedy ciemnowłosa wampirzyca wzruszyła bezradnie ramionami, krótkim machnięciem głowy zapraszając go do siebie. Nie musiała nic mówić, a on wiedział, że musi pokazać kobiecie coś w rodzaju legitymacji członkowskiej. W świecie wysoko rozwiniętej technologii  i wszędobylskiej magii, musieli być sprawdzani na wszystkie sposoby. Co prawda, liczyli się z tym, że ludzie nie mają pojęcia o żywiole jakim była magia i o jej niszczącej sile, ale musieli być przezorni. I byli. Zdaniem Isaaca aż zanadto.
— Miłego wieczoru — odezwała się w końcu, oddając mu kartę, na której widniało jego zdjęcie i parę danych, umożliwiających jego poznanie. Część z nich była zaszyfrowana, ale i na to mieli sposób. Jak na wszystko.
Brunetka należała do przyjaźnie usposobionych krwiopijców, żywiła się ponoć jedynie krwią zwierząt lub tą z torebek, a mimo to opowiadała się po stronie wampirów. Przeciwniczka zabijania – Isaac uważał to za prymitywne. Wampiry istniały po to, aby mordować. Ona, dziwnym trafem, potrafiła opanować rządzę, złagodzić pragnienie i w nieinwazyjny dla rasy ludzkiej sposób pożywić się. Jej uśmiech należał do ulubionych widoków mężczyzny, który nie mógł odpowiedzieć tym samym albo raczej czymś podobnym. Skinąwszy głową, potargał nieco blond włosy i uniósł nieznacznie kąciki ust, formując tym samym nieudolny uśmiech. Nie był stworzony do takich rzeczy.
Chciał zadać jej pytanie, ale ta powróciła wzrokiem do monitora, sprawnie przesuwając szczupłymi palcami po klawiaturze. Stojąc w miejscu, schował kartę do kieszeni spodni, powoli ruszając przed siebie. Logicznym było, że Anna przyjdzie na spotkanie. Była jednym ze starszych i bardziej ogarniętych członków ich organizacji. Nie ulegało jednak wątpliwości, że to przez swoją naturę trafiła za biurko i otrzymała tak nędzną fuchę. Jej jednak zdawało się to nie przeszkadzać. Jedno trzeba było przyznać kobiecie – była sumienną urzędniczką. Westchnął, zatrzymując się przed windą.
On nie miał żadnego konkretnego „zawodu”, a Anna przynajmniej mogła się czymś zająć. Prawa ręka szefa. W ogóle, kto wymyślił tę instytucję? Był ważny, większość odczuwała przed nim respekt, mimo tego, że nie można było zaliczyć go do piątki najstarszych. Drobne różnice w latach dla wampirów były dość ważne. Gdyby hierarchię ustanawiać wedle tego porządku, Isaac znalazł by się może na dziewiątym miejscu. Kiepsko, jeśli miało się egoistyczne plany, bycia najlepszym i wyeliminowania pozostałych.
Ostatnie piętro. Znalazł się tam szybko, biorąc pod uwagę fakt, że po drodze przyłączyło się do niego jeszcze paru ważniejszych osobistości. Grzecznie odpowiadał na powitania, jednak można było przyczepić się jego lekceważącej postawy. Opierając się o ściankę metalowej puszki, wsunął ręce do kieszeni spodni, odchylając poły przemokniętego płaszcza. Włosy, zaczesane palcami do tyłu, nadal były wilgotne, czego oznaką były spływające po jego twarzy drobne strugi wody, szybko ocierane dłonią. Przymrużone oczy czujnie obserwowały otoczenie, ale on sam nie zdawał się być zainteresowany tym, co działo się dookoła. Bo nie był. Polityka nigdy go nie bawiła, wojna to wszystko, czego potrzebował do szczęścia. Władza – do tego dążył od dłuższego czasu.
— Isaac! Dobrze cię widzieć. Martwiłem się, że nie dotrzesz do nas na czas. Mówiłeś, że będziesz szybciej. — Czarnowłosy mężczyzna podszedł do Isaaca, poklepując go ramieniem po plecach. Szeroki uśmiech i lodowato zimne spojrzenie było największym paradoksem, dotyczącym osoby Luciusa. Niższy od blondyna prawie o głowę, budził szacunek wśród większości tu zebranych.
Isaac swoim zwyczajem odpowiedział zaledwie zalążkiem uśmiechu i skinął głową. Rozejrzał się po wielkim pomieszczeniu, którego centralnym punktem była wysoka ściana, w całości oszklona. Jeden z lepszych widoków na Górny Manhattan. Podszedł do okna, kiedy gospodarz witał pozostałych gości i nie wyciągając rąk z kieszeni, wpatrywał się ze spokojem w panoramę miasta – niegdyś nigdy nie zasypiającego. Teraz, nocą życie wiodły tylko wampiry, a ludzie bezpiecznie zaszywali się w swoich domach, często nie zdając sobie nawet sprawy z tego, kim byli ich sąsiedzi.
— Jesteś.
Drobna dłoń wylądowała na ramieniu mężczyzny, który przytaknął tylko głową. Widząc w szybie obok samego siebie, drobną sylwetkę rudowłosej kobiety, mruknął coś pod nosem – prawdopodobnie jakieś przywitanie. Doprawdy, miał słabość do rudzielców, bo większość przypominała mu pewną czarownicę, z którą łączyła go niepisana umowa. Mówi się, że wampiry nie mają uczuć. Nie wierzył w te brednie, według niego nie tracili duszy wraz z przemianą. Nie kochał, tego byłoby za wiele, ale istotkę stojącą przy swoim boku darzył pewną sympatią, a przede wszystkim sentymentem.
— Witaj, Donna — odparł dość spokojnie i cicho, nadal nie ruszając się z miejsca. — Dlaczego miałoby mnie nie być? W końcu to mój pomysł Lucius podda pod głosowanie. Nie wierzyłem, że kiedykolwiek uda mu się go przetrawić — przyznał z przekąsem, zerkając na rudą czuprynę, którą Donna zakrywała twarz przed jego spojrzeniem. Wada bycia wysokim, przemknęło mu przez myśl.
— Racja, jest dość konserwatywny, ale to nie jego opinii się obawiam — szepnęła, przysuwając się bliżej Isaaca. — Posłuchaj, Rada może się tylko wygadać i wykrzyczeć, ale to Lucius ma decydujące zdanie… — Cień uśmiechu przemknął po jej twarzy. Lucius od lat przekonywał wszystkich, że ich społeczność może poszczycić się ustrojem demokratycznym. Jak do tej pory, ona zauważała w tym przede wszystkim dyktaturę. — Skoro zwołał spotkanie, ściągając nawet Barnabę, który przecież był na Bliskim Wschodzie…
— Chcesz powiedzieć, że musimy być dobrej myśli? — Przerwał jej ten wywód, wyciągając w końcu ręce z kieszeni. Ściągnął mokry płaszcz i odwrócił się w stronę długiego, szklanego stołu. Po jego dwóch stronach stało dwanaście krzeseł, a przy szczycie stołu – coś w rodzaju tronu. Miejsce to zajął Lucius, wołając do siebie blondyna. Ten zerknął na rudowłosą, która wzruszyła bezradnie ramionami i zajęła po chwili miejsce wyznaczone dla niej. Prawie na samym końcu. Nikt nie ukrywał, że była tutaj tylko dlatego, że Isaac sobie tego zażyczył. Niewielu członków Rady za nią przepadało. Była zbyt młoda i zbyt lekkomyślna w porównaniu z ich starymi umysłami.
Kiedy wszyscy zajęli konkretne miejsca, jedno krzesło nadal pozostawało puste. Wszelkie szepty ustały z chwilą, gdy drzwi rozsunęły się, a do środka weszła ciemnowłosa wampirzyca. Kandydaturze Anny sprzeciwiało się wiele osób, ale zdobyła uznanie Luciusa, a jej podanie poparł Isaac i wspomniany wcześniej Barnaba, obdarzający ją od wieków specjalnymi względami. Dzięki temu rozsądna wampirzyca zasiadła w ich gronie. Podobnie, jak pozostali nie miała pojęcia, dlaczego zebrano się właśnie teraz. W niedzielę. W dzień pozornie wolny, a przede wszystkim święty. Przynajmniej dla ludzi. Dwanaście par oczu zwróciło się ku czarnowłosemu, zajmującemu honorowe miejsce. Uśmiechnął się, jak to miał w zwyczaju i rozłożył ramiona.
— Długo myślałem nad planem, który podsunął mi Isaac. Od lat próbujemy porwać kogoś, kto wiele znaczy w organizacji Libre. Bezskutecznie. Musielibyśmy przeniknąć między ich struktury, a jak wam wiadomo, mają świetnie szkolony zespół Łowców i funkcjonujące podobne instytucje narażające nasz gatunek na szwank. Jest nas coraz mniej, nie będę tego ukrywał — mówił spokojnie, wciąż krążąc wokół zagadnienia, które tydzień temu przedstawił mu blondyn. — Nie mamy innego wyboru, jak bezpośrednie wejście do ich fortecy. Zdajecie sobie sprawę, że nadal nie znamy konkretnego położenia ich bazy dowodzenia? Isaac — w tym momencie wskazał na wampira, zasiadającego po swojej prawicy, a spojrzenia pozostałych członków Rady ulokowały się we wskazanym mężczyźnie — zasugerował, aby dać się porwać. Ważne figury naszego stowarzyszenia są im znane, mają nasze teczki, podobnie jak my ich. Jest to plan ryzykowny, bo zakładam, że nasi wysłannicy mogą nie wrócić…
— I co to da? Wyślemy ich, pozwolimy na porwanie. I co?
— Robercie, daj mi dokończyć. — Lucius jak zwykle nie tracił swojego opanowania. Znowu rozłożył ręce w bezradnym geście, po chwili splatając palce obu dłoni ze sobą i opierając łokcie na szklanym blacie. — Zdobędą tyle informacji ile zdołają, aby móc swobodnie uciec z zakładnikiem. Z żywym — dodał, jakby to miało być ostrzeżeniem. — Zakładnik będzie naszym gościem honorowym, być może potraktujemy go łagodnie, jak świadka koronnego — uśmiechnął się, ale był to uśmiech paskudny.
— Nie zgadzam się! — Robert nie rezygnował ze swojego sceptycznego, a właściwie negatywnego podejścia.
— Ja również!
— A ja zgłaszam się na ochotnika…
Wszyscy spojrzeli w stronę, z której dobiegł ich spokojny głos. Początkowo nie mogli uwierzyć, ale po chwili wszystko stało się jasne.

22 komentarze:

  1. Ja chce romansuuuuuu! ;D
    no więc tak, jako że sama jestem wiedźmą, wszelakie czarownice mnie tu urzekają, w sumie mam do nich sentyment, który mozna w prosty sposob wyjasnić, czego nie zrobie, a więc pojawienie sie w tej treści magii to wielki plus ;D a wampiry... ja je po prostu kocham, więc... zaklęłas mnie :*
    szablom fajny, podoba mi sie, ze podczas przewijania tekstu, boczny nagłówek wciąz jest widoczny, ale jak mnie denerwują wyidealizowane w photoshopie buzie... gładkie i nierealne, jak z anime, albo grafiki ;/
    a akapity, czy ich brak zupełnie nie przeszkadza i tak dobrze sie czyta, swobodnie, luźno, az każdy wiersz połyka sie i popijać nie trzeba :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Romansu? Właściwie nad tym nie myślałam, ale jestem zwolenniczką romansów, więc pewnie jakiś tutaj dość spontanicznie zakwitnie i będzie dedykowany on tobie.
      Wiedźmy... A, ja ostatnio zostałam okrzyknięta Wiedźmą i to mi się podobało.
      Cieszę się, że szablon się podoba, ale niestety muszę dodać, że buźki to jest grafika, a nie żadne zdjęcia. Arty znalezione w cudownej galerii na dA.
      Uf, jak dla mnie bez akapitów wygląda to kiepsko, ale chyba muszę przeżyć.

      Usuń
    2. nie masz wyboru, chyba że nad spacjali posiedzisz i w miejsce akapitów z dziesięć ich wstawisz xD
      a wiem, wiem, ze grafiki... nie lubię takich, poszukam Ci czegoś lepszego jak chwilę znajdę, a jestem w tym dobra ;)
      ach... wiedźma wiedźmie nierowna xD ale ciesze się, toż to zaszczytne miano :D

      Usuń
    3. Szablonu nie zamierzam na razie zmieniać, bo ja go wręcz uwielbiam. Podobnie jak arty, ale zdjęcia, które podesłałaś - widzę, że wyobraźnia cię nie opuszcza ;D W sumie, cieszę się, bo moje opowiadanie wyzwoliło w tobie pewne emocje ;P
      Nie, spacje są niefajne, bo potem też jest nierówno ;D Mało profesjonalne takie zagranie ;D

      Usuń
  2. Czytając fragment z przeszłości jednej z Twoich postaci, sądziłam, że nic lepszego w notce już nie będzie. Kawał dobrego tekstu, który przeczytałam więcej niż raz jednego dnia xD Potem jednak moje oczy mogły się nacieszyć wątkiem teraźniejszym, a odczucia zdawały się jedynie stać nawet bardziej pozytywne! Zaczepiste!
    Ach, Isaac strasznie mnie intryguje :D Anna zresztą też, choć inaczej. No i, nie mogę się doczekać już tej akcji z porwaniem i z Librą! A póki co, rzecz jasna tego, kto zgłosił się na ochotnika :P Mam swoje myśli na ten temat, ale nie powiem ich, by nie zapeszyć w żaden sposób xD
    Jeszcze raz, świetnie Ci wyszło :)
    Czekam z niecierpliwością na kolejną część :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, dziękuję ;D Mile połechtałaś moje ego, aż chce się pisać dla takich czytelniczek jak ty ;)
      Isaac ma intrygować, jest jednym z głównych bohaterów, jak nie najgłówniejszym i jego kreacja przysparzać mi będzie na pewno sporo kłopotów, bo mam tendencję do szastania charakterami bohaterów. Niestety. Anna? Jak inaczej cię intryguje?

      Ach, śmiało - mów, jakie masz myśli na temat ochotnika. Chętnie wysłucham i sprawdzę czy się zgadzają z tym, co będzie. A nawet jeśli, to przemilczę grzecznie ten fakt.

      O, widzę "W labiryncie" na blogspocie, chyba muszę zmienić link.

      Jeszcze raz dziękuję ;)

      Usuń
    2. Napisałam jedynie prawdę :)
      Heh, nie wątpię, że ma intrygować, nie każdemu jednak pisanie taką postacią wychodzi - ty aczkolwiek nie masz się o co martwić :)
      Co do Anny, póki co, nic ci nie powiem :) Chcę ją bliżej poznać poprzez opowiadanie, by co nieco się dowiedzieć i upewnić się w swoich przemyśleniach lub przekonać się o tym, jak bardzo są one błędne. A co do ochotnika; nie powiem o kim myślę dokładnie, niemniej ten albo będzie bardzo odważny, pisząc się na wręcz samobójczą pod pewnymi względami misję, albo będzie miał w tym ukryty cel, którego reszta zebranych w sali nie zna :)
      Ha ha, tak xD W końcu przeniosłyśmy się na blogspot :P Jak dobrze pójdzie, to może do Nowego Roku wszystko dopracowane zostanie xD

      Usuń
    3. I za tą prawdę dziękuję. Ale uważaj z tymi miłymi słowami, bo popadnę w samozachwyt i co wtedy będzie? ;P
      Na razie, to dopiero pierwszy rozdział, a Isaac to dość niebezpieczna postać, jeśli idzie o jej prowadzenie nią. Balansuję na granicy pomiędzy kompletnym skurwysyństwem i brakiem uczuć, a mnóstwem sentymentów i wspomnień, które mogą go zrujnować. I szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia, w którą stronę ruszyć. Ale już go lubię ;)
      To ja na temat Anny też się nie wypowiadam ;D
      Hah! I dobra, koniec. Bo zdradzę więcej, niżbym chciała.

      To dobrze, bo ja czekam na kolejne sprawy, a co! ;)

      Usuń
    4. Nie ma za co :) Oj tam; chwilowy samozachwyt to nic tak bardzo złego xD Gorzej gdybyś w tym stanie na dłużej pozostała :P
      Heh, fakt; łatwo z tą postacią mieć nie możesz, ale póki co świetnie sobie radzisz :) Pierwsze koty za płoty, i teraz powinno być lepiej :)
      Ha ha, okej :] Może już niebawem sama się czegoś więcej dowiem xD
      Postaramy się jak najszybciej uwinąć :) I uważaj, bo teraz już nie tylko sprawy z Rae i Nathanem na ciebie czekają xD Trochę wszystko rozbudowałyśmy, choć jeszcze musimy dopracować szczegóły i zacząć na dobre pisać :)

      Usuń
    5. Zainteresowałyście mnie teraz jeszcze bardziej ;D Mam jednak nadzieję, że będziecie dzielić rozdziały i nie będą się ciągnąć w nieskończoność! Ale już wcześniej wam o tym mówiłam.
      Ja pewnie, dla odświeżenia, będę musiała przeczytać wasze dotychczasowe rozdziały, aby nie być zbytnio zagubioną.

      Uwijajcie się, uwijajcie. Swoją drogą, my też się musimy uwinąć, jeśli "Intryga" ma wystartować, ale stwierdzam, że rozmowę będziemy kontynuować na GG, więc bez odbioru ;D

      Usuń
  3. Jestem zachwycona! Naprawdę. Muszę przyznać, że ogromnie podoba mi się to, w jaki sposób opisujesz całą tę hierarchię wampirów, bo liczą się najstarsi, a młodsi są traktowani dość obojętnie i trzeba im wiele gimnastyki, aby zdobyć jakikolwiek respekt. Pod tym względem przypomina mi to zarówno True Blood jak i TVD. Mimo to Twoja twórczość jest zupełnie inna. W pierwszej części czułam ten zapach zamierzchłych czasów, te czarownice, ogień - niewiadoma jeszcze rola w całym opowiadaniu Miriam. Naprawdę mnie to zauroczyło, Hakuno! Natomiast w drugiej części przenieśliśmy się do świata, którym rządzi technologia. Świat deszczu i krwi, i walki między ludźmi a dziećmi mroku. Isaac... Cóż, polubiłam go z miejsca, ale na wzmiankę o Luciusu aż się uśmiechnęłam. Jest i on! Naprawdę wyjdę z siebie, byleby tylko dowiedzieć się, kto zgłosił się na owego ochotnika. Co prawda mam pewne podejrzenia, ale zobaczymy, czy zaskoczysz mnie :) Pozdrawiam Cię serdecznie <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niesamowicie radują mnie Twoje słowa ;) Mam w zwyczaju wyczekiwać z niecierpliwieniem na Twoją opinię. Hierarchia? Wydaje mi się, że wśród wampirów to właśnie wiek jest najważniejszy, a co za tym idzie - doświadczenie i wiedza.
      Rola Miriam na razie pozostanie niewiadoma - mam nadzieję, że uda mi się to utrzymać jak najdłużej w tajemnicy - najczęściej będzie pojawiać się w retrospekcjach, które mogą coś wnieść do opowiadania.
      Isaac? Mój faworyt, ale rzecz jasna - nie mogło zabraknąć mego ulubieńca ze Spalonych Słów. Wszak, w innej wersji, ale jego charakteru zbytnio zmieniać nie zamierzam.
      Postaram się opublikować rozdział drugi jeszcze w listopadzie, ale nic nie mogę obiecać.
      Całusy ;*

      Usuń
  4. Hmmm jest pod wrażeniem tego rozdziału;) W ogóle całej koncepcji opowiadanie, a bynajmniej tego co już przeczytałam. Z tego co rozumiem Isaac i Miriam to będą główni bohaterowie. Wampir i czarownica. Cóż zapowiada się ciekawie. Ten plan może wypalić... ale kogo ty chcesz posłać na tą misję???
    Kurcze, ja chce już wiedzieć!!!
    Podsumowując, z wielką chęci będę czytała twoje opowiadanie. Jak był mogła to poprosiłabym cię byś mnie powiadamiała, ale jeżeli nie chcesz to nie trzeba, postaram się być i bez tego na bieżąco ^.^
    Pozdrowionka;)
    http://dzp-przekleci.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Acha i co do tych akapitów, wystarczy wkleić tekst z worda do notatnika, a potem stamtąd na blogera;) u mnie to działa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do akapitów - zwykle wklejałam tekst do WordPada, a następnie na bloga, ale tym razem to nie zadziałało. Spróbuję zatem z notatnikiem. Dzięki za podsunięcie pomysłu ;) Cieszę się, że Ci się spodobało.
      Nie mogę ci powiedzieć, kogo chcę wysłać na misję, ale na pewno nie będzie to jedna osoba.
      Oczywiście, będę cię informować o nowych rozdziałach, to dla mnie żaden problem.
      Pozdrawiam ;)

      Usuń
  6. Lubię takie podejście do tematu wampirów. Po tym, co w Zmierzchu zaserwowała nam pani Meyer po prostu nie mogę się nadziwić nad tym, że jednak z tego tematu można jeszcze coś porządnego zrobić. Bo jak na razie to wszystko wskazuje, że na tę historię ewidentnie masz pomysł, nic nie dzieje się tutaj przez przypadek. Ktoś już wspomniał wcześniej, że podoba mu się sposób, w jaki przedstawiasz hierarchię - starsi rządzą i bez dyskusji. To jest właśnie to, co chciałam od dawna znaleźć w jakimkolwiek opowiadaniu, a czego znaleźć nie wiedzieć czemu nie mogłam.
    Podobają mi się te "wycieczki" w przeszłość, bardzo ciekawy sposób na przedstawienie różnych wydarzeń, a postać Miriam, choć jej rola jest jeszcze nie do końca znana, bardzo mnie intryguje.
    Wybacz tak oględny i pobieżny komentarz, to się więcej nie powinno powtórzyć. Wybaczysz raz, nie?
    Bądź dobrym człowiekiem :3.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pani Meyer stworzyła coś, co mogłyby pokochać nastolatki od najmłodszych lat. Szczerze wątpię, aby trzynastolatki szalały za krwiożerczymi bestiami, które przy każdej okazji mogą rozedrzeć gardło albo złamać kark. Ja nie chcę tworzyć słodkiego romansiku i bohaterki, która nie robiąc nic - jest najważniejsza.
      Szczerze się przyznam, że opowiadanie jest przemyślane do pewnego momentu, opracowane mam już również zakończenie, ale znaczna część fabuły pozostaje w budowie - a że czasu mam mało - jest jak jest.

      Bardzo się cieszę, że spodobały ci się retrospekcje i ogół opowiadania. Jestem szczęśliwa, że zdobywam czytelników.
      I rzecz jasna - wybaczam, nie widzę powodu, dla którego miałabym tego nie robić.
      Dziękuję za opinię i pozdrawiam <3

      Usuń
  7. Niesamowite i chyba wiem kogo wyślesz na misję ... Ale poczekam .. Na pewno chyba, że nie wytrzymam, a to będzie bardzo prawdopodobne. Czekam na kolejne rozdziały ..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolejny pojawi się prawdopodobnie w połowie lutego, przy odrobinie szczęścia jeszcze przed końcem roku ;)

      Usuń
  8. Hej, Si. Nominowałam Cię do na moim blogu do Liebster Awards, więc teraz musisz mi odpowiedzieć na jedenaście pytań. Muahaha xD
    Więcej informacji znajdziesz tutaj: http://biblioteka-wyobrazni.blogspot.co.uk/2012/08/liebster-award.html
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak zwykle wpadłam przypadkiem i jak zwykle na dzień dobry powiem, ze znalazłam błąd i się będę czepiać, ha! Mianowicie: hasło. Za pierwszym razem wpiasałaś Venefics, za drugim już Venficus, a ja wciąż się zastanawiam, która wersja jest prawdziwa. No i nie rozumiem trochę zachowania Miriam.okej, nikt nie lubi, jak mu się rozkazuje i w ogóle, ale... cholera, Saga przecież zadała jej tylko jedno, głupie pytanie. Na dodatek dość banalne, w końcu chciała jedynie wiedzieć, z czym dziewczyna do niej przybywa. A czymś wielce dziwnym to chyba nie jest, każdy przecież chciałby wiedzieć, dlaczego obca baba pcha się do jego domu, prawda? ;)
    W kwestii już roku 2045... Trochę mnie dziwi, że trzeci etap sprawdzania u wampirów jest taki, hm, no taki ludzki, jakby. Bo przecież nie jest trudno sfałszować, czy nawet ukraść taką kartę członkowską. Zresztą, karta członkowska ruchu oporu? Jak dla mnie, to to nieco zbyt mało dyskretne, a niech sobie taki wampir taką kartę zgubi i co wtedy? No i po prawdzie spodziewałam się nieco bardziej wymyślnego zabezpieczenia ogólnie, fajerwerków i w ogóle, ale to tylko moje prywatne domysły, nie bierz sobie tego do serca, spokojnie. ;>
    Picie zwierzęcej krwi. Wszystko naprawdę zaczynało mi się podobać, ale nie zwierzęca krew. Wampir ma być wampir, powinien mordować ludzi, a nie bawić się w cholernego wegetarianina. Za bardzo zalatuje mi Zmierzchem.
    No i kochany Isaac. Ciekawi mnie, dlaczego teraz nie potrafi się już uroczo uśmiechać, skoro w prologu niemal nie przestawał suszyć tych swoich uroczych ząbków krwiopijcy. ;]
    dobra, znalazłam jeszcze kilka błędów, stylistycznych, gdzieś tam językowych chyba nawet, ale tego się akurat nie czepiam, bo sama błędów nierzadko popełniam bez liku.
    A teraz przyszła pora na cukrzenie, coby nie było, że taka okropna jędza ze mnie. Powiem szczerze, że sama koncepcja opowiadania bardzo mi się spodobała. Walka ludzi z wampirami - okej, to jest ciekawe. W ogóle ostatnimi czasy ciągnie mnie do tego typu historii - wojna jednych z drugimi. Hierarchia. To, że jest wyraźny ktoś, kto dzierży w swym ręku władzę i nie ma dyskusji. (Tylko nie mogę przeboleć tego "wegetarianizmu" Anny. Błagam, weź się pozbądź tych zwierzątek, niech zostanie przy sztucznej krwi z worków, okej? To mi by się nawet podobało.) No i ta magia. Zastanawia mnie, jak masz zamiar w to wszystko wplątać czarownice. Chociaż nie, domyślam się, że zapewne stoją po stronie wampirów. Ale wciąż intryguje mnie to, jak postanowiłaś to wszystko napisać. Najpierw rok 1545, zaraz potem 2045. Ciekawe zestawienie. Odległa przeszłość i takaż sama przyszłość. No, no, ambitnie, nie powiem. Cóż, pozostaje mi tylko życzyć wiele weny i trwać w nadziei, że uda Ci się dokończyć to opowiadanie, bo niestety już nie raz spotkałam się z pozostawianiem świetnego pomysłu w połowie, a tego bardzo nie lubię. To takie... smutne jest, no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałam ci długą i wyczerpującą odpowiedź, ale moje łącze jest dupiate...
      Z czasem, postaram się odpowiedzieć ponownie, ale po prostu już mi się nie chce ;/
      Dziękuję za opinię! :)

      Usuń